Amerykański nalot w Afganistanie zabił cywili, w tym dzieci

W niedzielę w Kabulu Amerykanie dokonali nalotu dronem na zamachowców szykujących się do samobójczego ataku na lotnisko. Afgańczycy twierdzą, że w tym nalocie zginęli też cywile.

Według źródeł w amerykańskim rządzie celem nalotu był samochód, w którym znajdowało się kilku zamachowców-samobójców z ISIS-K. Mieli szykować się do kolejnego zamachu na lotnisko z którego prowadzona jest ewakuacja. Poprzedni, który miał miejsce w czwartek, kosztował życie ponad 180 osób, w tym 13 amerykańskich żołnierzy.

Według źródeł w amerykańskich siłach zbrojnych samochód miał stać zaparkowany pomiędzy dwoma budynkami w pobliżu lotniska. Operator drona miał odpalić pocisk przeciwpancerny Hellfire kiedy zauważył jak terroryści ładują do bagażnika materiały wybuchowe. Jego eksplozja była niezwykle silna, co potwierdzałoby, że w pojeździe faktycznie były bomby. Poważnie uszkodziła pobliski budynek.

Media informują, że wśród ofiar tej eksplozji byli też cywile, którzy znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Jeden z Afgańczyków powiedział telewizji CNN, że eksplozja zabiła jego brata i jego rodzinę, która mieszkała w tym budynku. Wśród ofiar miała być trójka dorosłych i sześcioro dzieci w wieku od 2 do 10 lat. Ojciec i trójka dzieci siedzieli już w swoim samochodzie i szykowali się do wyjazdu. Rozmówca CNN podkreślił, że byli zwykłą rodziną i nie mieli żadnych związków z Talibanem ani terrorystami.

Amerykanie przyznali, że słyszeli doniesienia o cywilnych ofiarach ich nalotu, ale nadal je weryfikują. Rzecznik prasowy Dowództwa Centralnego stwierdził, że jeśli faktycznie miały miejsce, to najprawdopodobniej były spowodowane eksplozją materiałów wybuchowych w samochodzie terrorystów. „Nadal oceniamy efekty tego nalotu” – napisał w oświadczeniu – „Bylibyśmy głęboko zasmuceni przez każdą potencjalną stratę niewinnego życia”.