Najnowsze wiadomości ze świata

Wybory w USA. Prawica nie ma się z czego cieszyć

W USA skończyły się pierwsze wybory w kadencji Bidena. Nadal nie wiemy, która partia je wygrała, ale Demokratom poszło w nich lepiej, niż ktokolwiek się spodziewał.

Wczoraj odbyły się w USA tzw. midterms, czyli wybory przypadające na połowę kadencji prezydenta. Amerykanie wybrali w nich nowy skład Izby Reprezentantów i 35 ze 100 Senatorów (wybory do Senatu są podzielone na 3 etapy). W wielu stanach wybierali także gubernatorów i innych wysokich urzędników stanowych, jak np. prokuratorzy generalni. W większości stanów wybrano także nowe władze ustawodawcze.

Większość komentatorów spodziewała się, że te wybory będą wielką porażką Demokratów. Amerykańska gospodarka jest w kiepskim stanie, a inflacja jest najgorsza od czterech dekad, a to zawsze był ogromny problem dla partii rządzącej. Dodatkowo jej wyniki są zwykle w dużym stopniu powiązane z popularnością prezydenta, a Biden jest jednym z najmniej popularnych prezydentów od końca II Wojny Światowej. Dodatkowo sondaże ogólnokrajowe pokazywały – po raz pierwszy od wielu lat – przewagę Republikanów. Wszystko wskazywało, że będziemy mieli do czynienia z tzw. czerwoną falą – w USA czerwony to kolor Partii Republikańskiej.

Tak się jednak nie stało. Obecnie w wielu miejscach nadal trwa liczenie głosów, i na razie nie da się stwierdzić, która partia zdobędzie większość w Kongresie, ale już wyraźnie widać, że Demokratom poszło lepiej, niż ktokolwiek się spodziewał. Mimo tego najprawdopodobniej stracą Izbę Reprezentantów – na chwilę obecną Republikanie są już pewni 198 miejsc z 218, które są im potrzebne, a Demokraci są pewni 168 – ale biorąc pod uwagę ich ambicje, mało kto się z tego cieszy.

Demokraci najbardziej cieszą się z tego, że udało im się zdobyć miejsce w Senacie z Pensylwanii, które dotąd było w rękach Republikanów. Ich kandydat, John Fetterman, zmierzył się tam z promowanym przez Trumpa celebrytą Mehmetem Ozem. Wyjątkowo kiepsko poszła mu debata, a w trakcie kampanii doznał poważnego udaru, ale i tak udało mu się wygrać. Obecnie nie wiadomo jeszcze, kto będzie kontrolował Senat. Demokraci są pewni 46 miejsc a Republikanie 47. Prawica wie też, że zdobędzie miejsce z Alaski, gdzie wybory są pozapartyjne, a dwa pierwsze miejsca zajęły kandydatki Republikanów. Ich kandydat prowadzi też w Wisconsin, ale kandydaci Demokratów prowadzą na razie w Georgii, Arizonie i Nevadzie. Wyniki są jednak tak zbliżone do siebie, że zwycięzców najprawdopodobniej nie poznamy do końca liczenia głosów. Jeżeli nic się nie zmieni, to Demokraci będą mieli 51 miejsc w Senacie, co da im większość.

Demokratom całkiem nieźle poszło także w wyborach gubernatorów. Obecnie Republikanie są pewni zwycięstwa w 16 stanach, a Demokraci w 15. Udało im się wygrać w Wisconsin, Michigan i Pensylwanii, które okazały się kluczowe dla zwycięstwa Bidena.

Republikanom udało się za to utrzymać władzę w trzech ważnych dla nich stanach – Teksasie, Florydzie i Georgii. Porażka w którymkolwiek z nich byłaby dla nich ogromnym ciosem wizerunkowym, i Demokraci nie szczędzili sił, aby do niej doprowadzić. W Teksasie gubernator Greg Abbott pokonał Beto O’Rourke’a, dla którego są to już trzecie przegrane wybory, po demokratycznych prawyborach prezydenckich i wyborach dla Senatu, co prawdopodobnie oznacza koniec kariery. W Georgii gubernator Brian Kemp po raz drugi pokonał Stacy Abrams. Po poprzednich wyborach Demokratka długo twierdziła, że doszło do oszustwa wyborczego, ale tym razem szybko przyznała się do porażki. Na Florydzie Ron DeSantis zdobył wygodną przewagę niemal 20% nad byłym gubernatorem Charliem Christem, co oznacza, że nadal jest jednym z faworytów do zostania kolejnym prezydentem USA.

Źródło: Autor: WM
Fot. PAP/EPA/ETIENNE LAURENT

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij