– Rozumiem, że KO chce też zdymisjonować sąd, bo w dwóch instancjach zapadły wyroki dotyczące sprawy Igora Stachowiaka – tak minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro odniósł się do wniosku KO o wotum nieufności wobec niego m.in. w związku ze sprawą śmierci Stachowiaka. Sprawa może być jednak bardziej skomplikowana, a politycy Platformy jeszcze bardziej cyniczni, niż wynika to ze słów prokuratora generalnego.
Jak poinformowała Polska Agencja Prasowa posłowie KO zapowiedzieli złożenie wniosków o wotum nieufności m.in. wobec ministra sprawiedliwości, prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry. Poseł Marcin Kierwiński przekonywał, że rząd PiS “zamiata afery pod dywan” i wskazywał w tym kontekście sprawę śmierci Igora Stachowiaka.
– Rozumiem, że KO chce też zdymisjonować sąd, bo tam w dwóch instancjach zapadały wyroki. Przecież te sądy zajmowały się całością sprawy i wydały w tej sprawie wyroki, które jak rozumiem do tej pory przez polityków PO nie było kwestionowane – mówił Zbigniew Ziobro.
– Również to nie podoba się politykom PO, co zrobiły niezawisłe sądy – to zmiana zasadnicza, jakościowa w sposobie narracje polityków PO o sądach, bo do tej pory jakże pryncypialnie przedstawiciele Platformy Obywatelskiej bronili sędziów i zakazywali jakiejkolwiek krytyki, a nawet polemiki z wyrokami sądów – dodał minister sprawiedliwości.
Jednak w istocie sprawa ta może mieć jeszcze jedno dno. Cały pretekst do postawienia wotum nieufności ministrowi Zbigniewowi Ziobro dziwnie współgra z ostatnimi zamieszkami w Stanach Zjednoczonych, które wybuchły przecież po śmierci czarnoskórego mężczyzny, na skutek zbyt brutalnej interwencji policjanta.
Przypomnijmy, że Igor Stachowiak zmarł w maju 2016 r. po tym, jak został zatrzymany w centrum Wrocławia i przewieziony do komisariatu policji. Po jego śmierci w mieście przez kilka dni trwały zamieszki. Czyżby dziś starano się na nowo wywołać rozruchy?
Rząd od początku podjął zdecydowane kroki żeby wyjaśnić tę sprawę i wyciągnąć konsekwencje z działań policji. W maju 2017 r. po ujawnieniu nagrania z kamery paralizatora, którego funkcjonariusze użyli wobec Stachowiaka na komisariacie, ówczesny minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak odwołał komendanta wojewódzkiego policji we Wrocławiu. Stanowiska stracili też komendant miejski i zastępca komendanta komisariatu Stare Miasto.
W lutym 2020 r. wrocławski sąd uznał czterech byłych policjantów – Łukasza R., Pawła G., Pawła P. i Adama W. za winnych przekroczenia uprawnień i znęcania się nad Stachowiakiem. Najwyższą karę – 2,5 roku więzienia – sąd orzekł wobec Łukasza R., który trzykrotnie użył wobec Stachowiaka tzw. tasera (paralizatora elektrycznego). Pozostali oskarżeni zostali skazani na 2 lata więzienia. Mieli, jak mówił sąd, “asystować przy użyciu urządzenia taser”.
W orzeczeniu wyroku apelacyjnego sąd podkreślił, że Igor Stachowiak zmarł na skutek zażycia substancji psychoaktywnej, która wywołała u niego stan tzw. excited delirium, co doprowadziło do niewydolności oddechowo-krążeniowej. Według sądu użycie tasera nie było przyczyną śmierci mężczyzny.
Pod koniec maja poznańska prokuratura okręgowa , mając na uwadze wcześniejsze decyzje sądu, po raz drugi umorzyła śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci Igora Stachowiaka.
W zaistniałej sytuacji należy jednak zadać sobie pytanie, co kieruje opozycją, która właśnie teraz próbuje odgrzać sprawę nieszczęśliwej śmierci mieszkańca Wrocławia. Czy opozycja chce doprowadzić w Polsce do takich zamieszek, jakie mają miejsce w USA? Powracanie do sprawy śmierci Igora Stachowiaka właśnie w tym momencie, zdaje się to potwierdzać. A to już jest stąpanie po bardzo cienkim lodzie.