Tomasz Lis w najnowszym numerze Newsweeka opublikował przeprosin pod adresem Krystyny Pawłowicz za kłamliwy artykuł z 2016 roku. Ale nie zrobił tego dobrowolnie.
18 kwietnia 2016 roku należący do niemiecko-szwajcarskiego Springera tygodnik Newsweek, w którym Lis jest naczelnym, opublikował artykuł Renaty Kim i Eweliny Lis pod tytułem „Bulterierka prezesa”. Autorki opisały w nim rzekome prywatne relacje z młodości byłej posłanki PiSu i nazwały ją „psem gończym Kaczyńskiego”.
W najnowszym Newsweeku Lis opublikował przeprosiny za ten tekst. Przeprosił za naruszenie „dobrego imienia, czci i godności” Pawłowicz. Zaznaczył też, że w tekście „zawarto bezpodstawne i niezgodne z prawdą twierdzenia dotyczące Pani Krystyny Pawłowicz”, zawierał on „nieprawdziwe informacje dotyczące życia prywatnego i rodzinnego powódki” oraz ukazał jej postać „w sposób niezgodny z prawdą”.
W PL można każdego obrazić, zarzucić mu co się chce, opluć, zasugerować nieuczciwość. Obrona dóbr osobistych to kilka lat procesowania się. Tekst Lisa z kwietnia 2016, przeprosiny w lipcu 2020. pic.twitter.com/ByZJak9Nl4
— Bogna Janke (@BognaJanke) July 20, 2020
Przeprosiny Lisa nie zostały opublikowane z powodu wyrzutów sumienia. Po publikacji tego tekstu został on bowiem pozwany przez Pawłowicz o naruszenie dóbr osobistych. Sąd w czerwcu 2017 wydał zaocznie wyrok w którym nakazał Lisowi publikację przeprosin, zapłacenie jej 40 tysięcy zadośćuczynienia i 6,9 tysięcy kosztów procesu.
Lis twierdził, że nie wiedział nawet, że wobec niego toczy się proces gdyż sąd wysyłał dokumenty na zły adres. Miał dowiedzieć się o tym dopiero wtedy, kiedy jego pracodawca przekazał 50 tysięcy złotych komornikowi i złożył apelację. Ta została oddalona w styczniu zeszłego roku przez Sąd Apelacyjny w Warszawie, co spowodowało uprawomocnienie wyroku.