Publicystyka

Chłopak, który odciął głowę nauczycielowi, przez kilka lat mieszkał w Polsce. Czy u nas mogło dojść do tragedii?

Choć ta wiadomość w przestrzeni medialnej jest już obecna od kilku dni, dziś podzielił się nią portal TVP.info. Jak podali dziennikarze internetowego serwisu Telewizji Polskiej, 18-letni Abdullah Anzorow, który pod Paryżem obciął głowę nauczycielowi historii, przez kilka lat przebywał wraz z rodziną w Polsce.

Informacja ta z pewnością stanie się asumptem do werbalnych ataków na społeczność muzułmańską w naszym kraju i kolejnym argumentem dla tych, którzy od początku sprzeciwiają się relokacji w Polsce uchodźców z Azji i Afryki. Problem jest jednak dużo bardziej skomplikowany, niż mogłoby to wynikać z zero-jedynkowego zestawienia. Pozwolę sobie nawet postawić tezę, że gdyby 18-latek do dziś żył w Polsce, tragiczne wydarzenia nie miałyby miejsca.

Po pierwsze Anzorow nie pochodził z Azji czy Afryki, a z europejskiej Czeczenii. Państwa, które pod względem swoich losów jest dużo bliższe Polsce, niż chcieliby tego znający się na “wszystkim” komentatorzy. Formalnie Republika Czeczeńska wchodzi w skład Federacji Rosyjskiej. W latach 90. była jednak niezależnym państwem, które zbrojnie wywalczyło swoją niezależność od Rosji. Czy coś Wam to przypomina?

Czeczenii przez 300 lat walczyli z imperialnymi zakusami najpierw Rosji, potem ZSRS, na każdą próbę narzucenia sobie zależności odpowiadając powstaniem. Po szczegółowe informację odsyłam do fachowych opracowań, które całe szczęście wciąż powstają. Dość wspomnieć, że w XIX wieku tych powstań było kilka, a ówcześni przywódcy “czeczeńskiej irrendenty”, próbowali współpracować w zakresie walki zbrojnej m.in. z polską emigracją na czele z księciem Czartoryskim. Polacy werbowani do zaborczej rosyjskiej armii i wysyłani na Kaukaz do tłumienia “rebelii” często przechodzili na stronę “górali” i z bronią w ręku walczyli przeciw wspólnemu wrogowi. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, część niepodległościowych środowisk czeczeńskich po raz pierwszy w historii znalazło schronienie właśnie nad Wisłą. Historia Czeczenii w XX wieku również nie była usłana różami. W 1944 roku decyzją Stalina cały naród został przesiedlony do Kazachstanu (czy znowu Wam to czegoś nie przypomina?), na przymusowej zsyłce spędzając kilkanaście lat. W tym czasie ich domy były zasiedlane m.in. przez Rosjan, materialne zabytki umyślnie dewastowane i kradzione. Po powrocie z zesłania, część rodzin zmuszona była szukać sobie nowych domostw, patrząc jak dorobek, często kilkunastu pokoleń ich przodków, przechodzi w obce ręce.

Mając na uwadze te wszystkie czynniki, nie dziwi fakt, że przy pierwszej nadarzającej się okazji Czeczeni wystąpili przeciw Rosji, i kiedy rozpadał się Związek Sowiecki, wzorem Litwy, Estonii czy Łotwy ustanowili własne państwo. Rosjanie nie chcąc zaakceptować takiego status quo, odpowiedzieli zbrojną interwencją. Wtedy do Polski przybyła pierwsza duża fala uchodźców, uciekająca przed rosyjskimi bombami. Były to przede wszystkim matki z dziećmi i ludzie starsi nie mający siły, by walczyć z okupantem. Większość mężczyzn chwyciła za broń w obronie ojczyzny. Mimo ogromnej przewagi liczebnej i technologicznej oraz metodycznej fizycznej eliminacji władz czeczeńskich (w ataku rakietowym zginął pierwszy prezydent wolnej Czeczenii Dżochar Dudajew), przez dwa lata nie byli w stanie podporządkować sobie “niesfornego narodu” i zgodzili się na upokarzający rozejm. Względny pokój trwał zaledwie 3 lata i po serii prowokacji, jak wszystko wskazuje przygotowanych przez rosyjskie służby specjalne, kolejny raz najechali niepokorny górski kraj. Tym razem inwazja była przygotowana dużo precyzyjniej i młode państwo nie miało szans sprostać agresji. Mimo to część żołnierzy przez kilka lat toczyło nierówną walkę partyzancką przeciwko okupantom. Wielu ówczesnych polowych komendantów cieszących się ogromnym poparciem poległo w walce albo na skutek zamachów rosyjskich, władze niezależnego czeczeńskiego państwa utworzyły “rząd na uchodźctwie”, a kolejna fala uchodźców napłynęła do Europy. W zajętym kraju powołano marionetkowe władze kompletnie podporządkowane Kremlowi, które z zacięciem zajęły się tępieniem “terrorystów” (kolejny znajomy obrazek), co po atakach z 11 września stało się o wiele prostsze do wytłumaczenia światowej opinii publicznej.

Faktem jest, że czeczeński islam, dość liberalny w swojej istocie i zupełnie inny od arabskiego, na skutek zewnętrznej presji uległ radykalizacji, także wśród środowisk emigracyjnych. Jednak znakomita część Czeczenów żyjących w europejskiej diasporze daleka jest od fundamentalizmu. Na Zachodzie radykalizacji sprzyjają kontakty z innymi grupami napływowymi i rywalizacja z nimi oraz rosyjska agentura. W samej Czeczenii na radykalizację wpływa opresyjna polityka władz pod rządami Kadyrowa i zmutowany, wyparty z narodowej tradycji, zinstytucjonalizowany islam zafundowany im przez kremlowskiego namiestnika.

Nie ulega wątpliwości, że Kadyrow podzielił społeczeństwo, i tak skłonne do waśni ze względu na swoją rodową strukturę, serwując niepokornym, a także podejrzanym o niepokorność, porwania, zabójstwa, czy tortury.

Nie mogąc pogodzić się z życiem w quasi totalitarnym państwie, część Czeczenów wciąż decyduje się na emigrację – na Zachód, albo w szeregi islamskich wojowników walczących m.in. w Syrii. I w tym przypadku nie należy zapominać, że część z nich to zdesperowani młodzi ludzie szukający sobie miejsca w życiu. Kolejną grupą, która stanowi ogromy odsetek napływających do Syrii “terrorystów” (czy na Zachód emigrantów) są podszywający się pod islamistów agenci FSB i GRU. Cele są dwa: zdestabilizować Europę i zohydzić Europejczykom rdzennych mieszkańców Kaukazu, by ci nie mogli liczyć na wsparcie podczas kolejnych powstań.

Nie wiemy, do której grupy należał Abdullah Anzorow i jego rodzina, ale jak wskazuje dochodzenie TVP.info, przez kilka lat przebywał także w Polsce (jak kilkadziesiąt tysięcy innych Czeczenów). Nie znam powodu, dla którego oddalono wniosek o azyl jego rodziny. Być może w grę wchodziła właśnie obawa przed rosyjską agenturą albo presja społeczna, która zmusza nasze władze do “nieprzychylnego” traktowania wszystkich uchodźców z krajów islamskich. Może w grę wchodzą jeszcze inne, nieznane mi powody. Faktem jest, że od kilku lat Czeczeni nie są w Polsce witani tak ciepło jak pod koniec XX wieku. Mimo że żyjący u nas przybysze z Kaukazu  generalnie dość dobrze “przyjęli się” nad Wisłą. Nie ma u nas zamkniętych islamskich dzielnic, nie ma rywalizacji z innymi grupami, nie ma zorganizowanej na szeroką skalę imigranckiej przestępczości. Żyjący w Polsce Czeczeni nie są islamskimi fundamentalistami. Zresztą nie skłania ku temu polityka polskich władz, która nie wymusza, jak na Zachodzie, laicyzacji. U nas, póki co i poza małymi grupami radykalnych idiotów, nikt nie zamierza szydzić z Mahometa, a i pogadanki o tolerancji i obrona bluźnierczych czasopism pokroju Charlie Hebdo najzwyczajniej nie są potrzebne. Jeszcze, bo rozlewająca się lewicowa rewolucja może zaburzyć ten porządek. To jednak może się zmienić, bo ręce zacierają już ci, którzy zmusili naród czeczeński do opuszczenia swojego kraju i szukania schronienia w innych państwach. To Rosji, która poprzez swoją imperialną politykę ponosi odpowiedzialność za to, że Aznorow w ogóle musiał opuścić Kaukaz, zależy na destabilizacji Europy. A Kreml nie zawaha się skorzystać z każdej okazji, by osłabić swojego sąsiada.

Źródło: stefczyk.info Autor: Piotr Filipczyk
Fot.

Polecane artykuły

0 0

Biden obraził ważnych sojuszników USA

0 0

Rosjanie i Amerykanie stacjonują w tej samej bazie wojskowej

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij