Ukraina dostanie w końcu rakiety dalekiego zasięgu

Już w piątek Biały Dom ma ogłosić zawartość kolejnej paczki pomocy wojskowej dla Ukrainy. Być może znajdą się w niej pociski rakietowe dalekiego zasięgu.

W poprzednich paczkach Ukraińcy dostali kilkanaście wieloprowadnicowych wyrzutni rakiet HIMARS. Te okazały się bardzo skuteczne w boju i były jednym z głównych powodów sukcesu ukraińskiej kontrofensywy. Amerykanie przekazali do nich jednak jedynie standardowe pociski GMLRS, o zasięgu do 84 km. Ukraińcy proszą też o przekazanie pocisków ATACMS, które mają do 300 km zasięgu, ale Amerykanie na razie się na to nie zgodzili. Nieoficjalnie mówi się, że boją się, że Ukraińcy wykorzystają je do ataków na cele na terytorium Rosji.

W najnowszej paczce nie znajdą się ATACMSy, chociaż Waszyngton nie wyklucza ich przekazania w przyszłości. Portal Politico informuje jednak, że mogą się w niej znaleźć pociski GLSDB, stworzone wspólnie przez Boeninga i szwedzkiego Saaba. To połączenie bomby lotniczej GBU-39 z silnikiem rakietowym M26, można ją wystrzeliwać z HIMARSów i z wyrzutni MLRS, które również są na wyposażeniu Ukrainy. Podczas testu w 2019 roku taka rakieta trafiła w cel oddalony o 130 km. To relatywnie nowa broń, ale składa się z elementów, które Amerykanie mają w magazynach w dużej ilości, więc jej masowa produkcja nie będzie problemem.

Oprócz GLSDB, amunicji itp. w nowej paczce mają się znaleźć także kołowe pojazdy opancerzone Stryker. Źródła Politico twierdzą jednak, że nie znajdą się w niej czołgi Abrams. Twierdzą jednak, że powodem odmowy ich wysłania są problemy z zapewnieniem im odpowiedniej logistyki i obsługi, a nie strach przed Putinem. Wskazują, że USA pomagało Ukrainie w pozyskaniu czołgów z czasów ZSRR i popierają decyzję Brytyjczyków, którzy chcą przekazać Kijowowi Challengery 2.