Rząd Australii wprowadził bardzo ostre restrykcje covidowe i karał mandatami za ich łamanie. Po wyroku sądu władze Nowej Południowej Walii będą musiały anulować ok. połowy wystawionych mandatów.
Australia była jednym z niewielu państw, które przyjęły strategię zero COVID. W walce z chińskim wirusem wprowadzali bardzo restrykcyjne lockdowny, które trwały do końca zeszłego roku. Wywołało to falę protestów, które często zmieniały się w zamieszki. Aby zmusić obywateli do przestrzegania tych restrykcji, policja wystawiała mandaty, w wysokości tysiąca dolarów australijskich (ok. 3 tysiące zł) w wypadku zwykłych obywateli po 55 tys. w wypadku firm.
Organizacja Redfen Legal Centre uznała, że sporo tych mandatów wystawionych w Nowej Południowej Walii zostało wystawionych w sposób łamiący przepisy. Ich zdaniem powody ich wystawienia były zbyt ogólne, co łamie Ustawę o Mandatach. Pozwała do sądu najwyższego trzy przypadki, które ich zdaniem były najbardziej charakterystyczne dla tego problemu.
Sąd zgodził się z ich opinią i uznał, że te mandaty zostały wystawione w sposób niezgodny z prawem. We wtorek Służba Skarbowa tego stanu zdecydowała więc anulować sporą liczbę innych mandatów, które również mogły być wystawione nielegalnie. Łącznie anulowano aż 33 tysiące mandatów, mniej więcej połowę wszystkich wystawionych, o wartości ponad 30 milionów dolarów. Osoby, które już je zapłaciły, dostaną zwrot pieniędzy. Władze podkreśliły, że anulowanie tych mandatów nie oznacza, że nie doszło do złamania restrykcji.