Publicystyka

Rosyjska propaganda jest tak toporna, że nawet Korwin-Mikke już w nią nie wierzy

FSB „ujawniła”, że za zamachem na córkę Dugina stoi agentka ukraińskich służb. Przedstawiona przez nich wersja wydarzeń jest jednak tak nieprawdopodobna, że nawet Janusz Korwin-Mikke ma wątpliwości.

Dugina wyleciała w powietrze w sobotę, kiedy w aucie jej ojca, którym wracała z festiwalu, wybuchła bomba. Rosjanie twierdzą, że ładunek – ok. 800 gramów materiału wybuchowego – został umieszczony pod fotelem kierowcy i odpalony zdalnie. Sam Dugin, uznawany za jedną z najbardziej wpływowych postaci na Kremlu, miał jechać tym samochodem, ale w ostatniej chwili zrezygnował z tego pomysłu. Wiele osób uważa, że to właśnie on miał być prawdziwym celem. Już po dwóch dniach FSB ogłosiła, że zidentyfikowała sprawcę tego zamachu. Przedstawiona przez nich wersja wydarzeń czyta się jednak jak kiepski thriller szpiegowski.

Według FSB za zamachem na Duginę stoi 43-letnia Ukrainka o imieniu Natalia Wowk, która według nich działała na polecenie ukraińskich służb specjalnych. Według orłów z rosyjskiego wywiadu przyjechała do Rosji 23 lipca samochodem Mini Cooper. Jej pojazd miał rejestracje z tzw. Donieckiej Republiki Ludowej, a ona sama z jakiegoś tajemniczego powodu wzięła na akcję swoją 12-letnią córkę. Celnikom powiedziała, że są uchodźczyniami z Doniecka, a oni najwyraźniej w to uwierzyli.

Następnie Wowk miała przefarbować włosy z blond na kasztanowe i po raz kolejny zmienić rejestracje, tym razem na kazachskie. Potem wynajęła mieszkanie w bloku, w którym mieszkała Dugina. Spędziła następne tygodnie na śledzeniu jej. W sobotę wzięła udział w tym samym festiwalu poezji, w którym uczestniczyła Dugina i jej ojciec. Po odpaleniu bomby przejechała wraz z córką kilkaset kilometrów do Pskowa, gdzie znowu zmieniła numery rejestracyjne – tym razem na Ukraińskie. Dzięki nim przekroczyła granicę z Estonią, gdzie ślad po niej się urwał, a orkowie domagają się teraz jej ekstradycji.

Co ciekawe rosyjskie media pokazały także jej legitymację. Na zdjęciu na niej jest ubrana w ukraiński mundur, a dopisek identyfikuje ją jako członka batalionu Azow. Wiele osób zadało sobie pytanie dlaczego agentka tak dobrze wyszkolona, że była w stanie wyeliminować pieszczoszkę reżymu w samym jego sercu, wzięła ze sobą na akcję legitymację i zostawiła ją w miejscu, gdzie mogła wpaść w ręce Rosjan. Internauci szybko rozwiązali tę zagadkę. Okazało się, że jej zdjęcia to bardzo nieudolny fotomontaż. Widocznie sankcje tak już docisnęły orków, że nie stać ich nawet na zatrudnienie kompetentnego grafika.

Pokazanie tej legitymacji sprawiło, że nawet poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke zaczął wątpić w prawdomówność Rosjan. „Skąd FSB czy pogranicznicy mieliby legitymację p. Szaban-Wowk w mundurze Gwardii Narodowej Ukrainy? (Dla idiotów dopisali u góry: PUŁK AZOW)” – napisał na swoim Twitterze – „Legitymowała się na granicy? USB <sic!> podrzuciła? Mają wtyki? I 12-letnia córka. Ale z drugiej strony terminy wjazdu, wyjazdu i działania…”.

 

Źródło: Autor:
Fot.

Polecane artykuły

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij