Nowojorska policja ujawniła szczegóły zamachowca z nowojorskiej katedry. Okazuje się, że motywowała go polityka.
Jak informował portal Stefczyk.info incydent miał miejsce w niedzielę ok. 16 czasu lokalnego. Na schodach nowojorskiej katedry św. Jana kończył się właśnie koncert świąteczny, kiedy pojawił się tam uzbrojony w dwa pistolety mężczyzna i zaczął strzelać w stronę tłumu. Na szczęście nikogo nie trafił a obecni w pobliżu trzej policjanci odpowiedzieli ogniem. Jedna z ich kul trafiła go w głowę, mężczyzna zmarł w szpitalu.
Nowojorskie media powołując się na źródła w policji zdradziły tożsamość zamachowca. Był nim 52-letni, pochodzący z Dominikany Luis Vasquez. Mieszkał w mieszkaniu na Bronksie ze swoją matką. Miał bardzo bogatą kartotekę kryminalną, był aresztowany 6 razy w ciągu ostatnich 30 lat. W 1990 roku został oskarżony o próbę zabójstwa po tym, kiedy wystrzelił z rewolweru .357 Magnum w kierunku kobiety i oficera policji. Wiele aresztowań miało też związki z narkotykami. W momencie zamachu toczyła się przeciwko niemu sprawa dotycząca grożenia bronią palną, którego miał dopuścić się latem.
Początkowo podejrzewano, że ten na szczęście nieudany zamach był przypadkiem tzw. suicide by cop – formy samobójstwa w której osoba chcąca się zabić prowokuje policję do sięgnięcia po broń. Na opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu słychać jak krzyczy „zabijcie mnie”. Policja nadal uważa to za najbardziej prawdopodobny motyw, ale znaleziony w jego kieszeni „manifest” sugeruje, że działał z pobudek politycznych. Oskarżył w nim bowiem amerykański rząd o „obrabowanie” Ameryki Łacińskiej.
Okazało się również, że cała sytuacja mogła skończyć się dużo gorzej. Vasquez wyznał bowiem, że planował wziąć zakładników. Przy ich pomocy planował zmusić rząd USA, banki i korporacje do pomocy biednym z Ameryki Łacińskiej. Obiecywał, że nikomu nic się nie stanie – o ile jego żądania będą spełnione. Tuż po zamachu policja odnalazła torbę, w której znaleziono liny, noże, taśmę klejącą i kanister z benzyną.