Publicystyka

Niemieccy politycy nie chcieli upadku ZSRR. Opublikowano skandaliczne dokumenty

Wojna na Ukrainie wielokrotnie pokazała, że Niemcy to najlepszy sojusznik Putina w UE. Wypuszczone właśnie dokumenty ich Ministerstwa Spraw Zagranicznych pokazują, że ta miłość zaczęła się już wtedy, kiedy nadal istniał Związek Radziecki.

Niemiecki Instytut Historii Współczesnej Leibniza co jakiś czas publikuje kolejny tom dokumentów niemieckiego MSZ. Zwykle budzi to zainteresowanie co najwyżej historyków. Tym razem jednak stało się inaczej, gdyż obecny tom zawiera dokumenty z roku 1991 – i rzuca nowe światło na stosunek Niemiec do Rosji.

1991 rok był bardzo znaczący w historii świata. ZSRR jeszcze formalnie istniał, ale dla wszystkich było jasne, że po nieudanym puczu Janajewa jego dni są podzielone. 29 sierpnia rosyjski parlament zdecydował o rozwiązaniu KPZR i prawnym zakazie jej działalności. 8 grudnia Borys Jelcyn, Leonid Krawczuk i Stanisłau Szszkiewicz podpisali układ białowieski, który zlikwidował ZSRR i utworzył Wspólnotę Niepodległych Państw. 25 grudnia zdjęto z masztu flagę ZSRR, a dzień później to, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, stało się faktem – ZSRR przestał istnieć.
Rozpad ZSRR dał szanse jego „republikom”, z których wiele przyłączył Stalin po II Wojnie Światowej, na odzyskanie niepodległości. Wcześniej większość ich mieszkańców opowiedziała się za likwidacją ZSRR i inną formą współpracy z Moskwą. Niemiecką polityką wschodnią rządziło wtedy dwóch polityków – Helmut Kohl z CDU, który przez 16 lat był kanclerzem Niemiec, oraz jego zastępca i minister spraw zagranicznych Hans-Dietrich Genscher z FDP.

Niemiecki Spiegel ujawnił, że z nowo opublikowanych dokumentów wynika, że Kohl uważał, że rozpad ZSRR byłby katastrofą, a osoby, które do niego dążyły uznawał za „dupków”. Kohlowi bardzo nie podobało się, że do niepodległości dążą państwa bałtyckie, chociaż zachodnie Niemcy nigdy nie uznały ich aneksji przez Stalina. Jego zdaniem wszystko postępowało za szybko, a Litwa, Łotwa i Estonia powinny zostać częścią ZSRR przez jeszcze co najmniej dekadę. Podczas spotkania z prezydentem Francji Francoisem Mitterrandem powiedział mu, że są na „złej ścieżce” – pomimo tego, że sam jak najszybciej doprowadził do zjednoczenia RFN i NRD. Uważał też, że nawet po odzyskaniu niepodległości powinny zachować neutralny status, podobny do tego, który miała Finlandia.

Kohl uważał także, że Ukraina – na której Sowieci dokonali przed wojną ludobójstwa, które kosztowało życie milionów Ukraińców – także nie powinna się odłączać od ZSRR aby nie narazić go na upadek. Kiedy nawet dla Niemców stało się jasne, że Sowiety są nie do uratowania, uznał, że Ukraina powinna wejść w konfederację z Rosją i innymi byłymi sowieckimi republikami. W listopadzie 1991 roku zaoferował Jelcynowi, że „wywrze wpływ na ukraińskich przywódców” aby ich do tego skłonić. Niemieccy dyplomaci bali się, że po dekadach w sowieckiej niewoli Ukraińcy wykażą „tendencje w stronę autorytarno-nacjonalistycznych ekscesów”. Niemcy pogodziły się z faktami dopiero, kiedy ponad 90% Ukraińców opowiedziało się za niepodległością, i były jednym z pierwszych państw Unii, które ją uznały.

W 1991 roku rozpadł się także Układ Warszawski, a wiele państw, które zmuszono do bycia jego członkami, otwarcie deklarowało NATOwskie aspiracje. To także nie podobało się Niemcom. W lutym 1991 roku niemiecki ambasador w Rosji ostrzegał, że budzi to w Rosjanach „percepcję bycia w stanie zagrożenia, obawy o izolację i frustrację przez niewdzięczność byłych bratnich <sic!> państw”. Genscher deklarował, że dołączenie tych państw nie leży w niemieckim interesie. Twierdził, że te państwa mają prawo do dołączenia do NATO, ale Niemcy powinny się skupić na tym, żeby nie skorzystały z tego prawa.

Spiegel donosi też, że Genscher i jego współpracownicy wielokrotnie wspominali o tym, że podczas negocjacji dotyczących zjednoczenia Niemiec obiecali Rosji, że NATO nie rozszerzy się na wschód. Rosja zgodziła się na takie rozszerzenie w 1997 roku, ale Putin wielokrotnie zarzucał Zachodowi, że złamał dane im słowo – a nowe dokumenty pokazują, że Niemcy faktycznie coś takiego obiecali. Na przykład 1 marca 1999 roku Genscher powiedział Amerykanom, że sprzeciwia się wschodniej ekspansji NATO i tłumaczył, że Niemcy obiecali sowietom, że do niej nie dojdzie. Sześć dni później Jurgen Chrobog, który odpowiadał za program Ministerstwa Spraw Zagranicznych, spotkał się z dyplomatami z Wielkiej Brytanii, Francji i USA. Powiedział im, że podczas tych negocjacji zgodzili się, że wycofanie przez Rosjan swoich wojsk z zachodu nie może być użyte przez zachód na swoją korzyść. 18 kwietnia Genscher powiedział swojemu greckiemu odpowiednikowi, że zjednoczone Niemcy chcą pozostać w NATO za cenę tego, że nie zostaną do niego przyjęte państwa na wschodzie.

11 października Genscher spotkał się ze swoimi odpowiednikami z Hiszpanii i Francji. Powiedział im, że Niemcy nie mogą zaakceptować członkostwa państw środkowej i wschodniej Europy w NATO i, że każdy krok stabilizujący sytuację w regionie i w Związku Sowieckim jest ważny. Z tego względu chciał odwrócić ich aspiracje w stronę alternatywy, którą ZSRR byłaby w stanie zaakceptować. Owocem tych niemieckich starań była Rada Paktu Północnoatlantyckiego, która umożliwiła formalne konsultacje między NATO i państwami byłego Układu Warszawskiego. Genscher ujawnił na tym spotkaniu, że władze tych państw były w poufnych dyskusjach były zniechęcane do prób wstępowania do NATO. Przez jakiś czas Niemcy chciały także, żeby NATO wydało oficjalną deklarację, że nie rozszerzy się na wschód. Genscher wycofał się z tego pomysłu dopiero w maju 1991 roku, kiedy Amerykanie oświadczyli mu podczas wizyty, że rozszerzenia NATO nie da się wykluczyć.

Spiegel donosi, że Kohl uważał ostatnie miesiące Sowietów za szansę na nowy sojusz z Rosją. „Może uda nam się naprawić część rzeczy, które w tym wieku poszły nie tak” – powiedział. Niemcy uwierzyły, że Gorbaczow jest idealistą i reformatorem. Kohl się z nim zaprzyjaźnił i liczył na nowe otwarcie w stosunkach z ZSRR, gdyż Niemcy byli mu wdzięczni na zezwolenie na reunifikację. Kohl był też przekonany, że ewentualny upadek Gorbaczowa sprawi, że władze w Rosji przejmie „faszysta”. Niemcy uważali, że wyjście państw bałtyckich z ZSRR doprowadzi do jego upadku i krwawej wojny. Kohl był przekonany nawet, że dojdzie do walk Litwinów z Polakami.

Między 11 i 13 stycznia 1991 roku na Litwie doszło do serii ataków sowieckich żołnierzy na uczestników protestów niepodległościowych. Zginęło w nich 14 cywilów, a 140 zostało rannych. Protesty ze strony Niemiec były mocno przytłumione. Kilka dni po tych wydarzeniach Kohl rozmawiał przez telefon ze swoim przyjacielem Gorbaczowem. Przysłuchujący się tej rozmowie dyplomaci zauważyli, że pomimo przelanej niedawno przez Rosjan litewskiej krwi rozmowa była bardzo serdeczna. Gorbaczow narzekał, że nie da się iść naprzód „bez pewnych silnych środków”, a Kohl tłumaczył mu, że taka jest polityka, a najważniejsze jest to, by nie tracił z oczu celu. W całej rozmowie słowo „Litwa” nie padło ani razu.

Źródło: Stefczyk.info na podst. Spiegel Autor: WM
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij