CIA mogła zabić Bin Ladena, ale Bill Clinton im na to nie pozwolił

We wtorek miał swoja premierę nowy film dokumentalny o wojnie w Afganistanie. Jego twórcy odkryli, że CIA mogło zabić Bin Ladena na długo przed 11 września – ale zabronił im tego Bill Clinton.

Twórcy dokumentu dotarli do byłych agentów CIA pracujących w Afganistanie i Pakistanie, którzy powiedzieli im, że w sierpniu 1998 roku Clinton wydał Agencji rozkaz według którego mogli angażować się w „śmiercionośną aktywność” wobec Bin Ladena ale nie mogli organizować akcji, których głównym celem byłby zamach na jego życie. Były szef stacji CIA w pakistańskim Islamabadzie Bob Grenier powiedział twórcom dokumentu, że rozkaz Clintona sprawił, że „kazano nam usunąć to zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych z jedną ręką związaną za plecami”.

Grenier ujawnił również, że CIA miało okazję, aby pozbyć się Bin Ladena – który już wtedy był uznawany przez amerykański wywiad za potencjalnie bardzo groźnego wroga – ale z niej nie skorzystało. Współpracujący z Agencją przywódcy plemienni powiedzieli agentom, że wiedzą gdzie właśnie znajduje się Bin Laden i przez które skrzyżowanie przejedzie jego konwój. Zaproponowali, że zakopią pod nim ładunek wybuchowy który zdetonują, gdy znajdzie się nad nim jego samochód. Agenci bali się, że jeśli zgodzą się na ten plan, to w świetle rozkazu Clintona pójdą do więzienia, więc musieli im odmówić.

Reżyser tego dokumentu Greg Barker powiedział portalowi Daily Beast, że Bin Laden w tamtym okresie dopiero budował swoją pozycję w świecie islamskich terrorystów i prezydent, Departament Stanu i inni wysoko postawieni amerykańscy politycy nie traktowali go jako poważnego zagrożenia. Mieli nawet kpić z tych, którzy twierdzili inaczej. „Zagrożenie było prawdziwe. I jeśli prezydent Clinton podjąłby działanie i zabił Osamę Bin Ladena, nie byłoby 11 września, a jakby nie było 11 września, to nie byłoby Afganistanu, a jakby nie było Afganistanu, to nie byłoby Iraku. Jak wtedy wyglądałby świat?” – powiedział Marty Martin, który w tamtym czasie był oficerem CIA ds. kontrterroryzmu.

Sam Clinton w przyszłości przyznał, że miał okazję do pozbycia się Bin Ladena. „Prawie go miałem. I mogłem go zabić, ale musiałbym przy okazji zniszczyć małe miasteczko nazywane Kandaharem w Afganistanie i zabić 300 niewinnych kobiet i dzieci, a wtedy nie byłbym od niego lepszy. Więc tego nie zrobiłem” – ujawnił podczas wykładu w Melbourne. Ten wykład miał miejsce 10 września 2001 roku – na dzień przed zamachem na World Trade Center.

Osama został ostatecznie zabity z rozkazu prezydenta Obamy w 2011 roku. CIA przeprowadziło wtedy operację pod kryptonimem Neptune Spear, w której komandosi z US Navy SEALs zastrzelili go w jego siedzibie w pakistańskim Abbottabad. Jego ciało miało zostać zgodnie z islamskim zwyczajem wrzucone do morza z pokładu okrętu USS Carl Vinson – z tego powodu do dzisiaj popularna jest teoria spiskowa, że lider Al-Kaidy dalej żyje.

Przy okazji tego, że o Bin Ladenie znowu zrobiło się głośno, część prawicowych mediów przypomniało o innej związanej z nim historii. Po akcji w Abbottabad w ręce amerykańskiego wywiadu wpadły należące do niego dokumenty. Z jego listów wynikało, że zlecił przeprowadzenie zamachu na prezydenta Obamę innemu wysoko postawionemu terroryście, Ilyasowi Kashmiri. Kashmiri miał zestrzelić jego samolot, kiedy na pokładzie oprócz prezydenta będzie znajdował się generał David Petraeus, jeden z najważniejszych amerykańskich dowódców w tamtym okresie. Plan ten jednak zdaniem amerykańskiego wywiadu nigdy nie zaczął być realizowany, a sam Kashmiri zginął w nalocie przeprowadzonym przez amerykańskie drony wkrótce po śmierci Bin Ladena.

W całej sprawie najciekawsza jest jednak motywacja terrorysty. Pisząc do jednego ze swoich towarzyszy Bin Laden wyznał, że chodzi mu głównie o to, żeby Joe Biden doszedł do władzy – co w razie śmierci prezydenta Obamy stałoby się z automatu. Jego zdaniem Biden był kompletnie nieprzygotowany do objęcia roli prezydenta i gdyby do tego doszło, to USA znalazłyby się w poważnym kryzysie.