Niemcy postawiły przed sądem 100-latka, który był strażnikiem w obozie koncentracyjnym. Powiedział sędziemu, że nie wiedział co się w nim działo.
Josef Schuetz był strażnikiem w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. Obóz ten został założony już w 1936 roku w pobliżu Berlina. Został wyzwolony w kwietniu 1945 roku przez 2 Warszawską Dywizję Piechoty WP. Szacuje się, że z ok. 200 tysięcy więźniów tego obozu Niemcy zabili połowę.
Niemiec usłyszał zarzuty w lutym. Prokuratura zarzuciła mu, że w latach 1942-45 „świadomie i dobrowolnie” uczestniczył w mordowaniu więźniów obozu. Był też oskarżony o współudział w wymordowaniu przez pluton egzekucyjny radzieckich jeńców wojennych w 1942 roku i zabijanie więźniów gazem Cyklon-B.
Schuetz utrzymuje, że jest niewinny. Twierdzi, że w czasach w których był w tym obozie strażnikiem nie tylko nic nie zrobił, ale również nie wiedział nawet, co dzieje się w tym obozie. Schuetz odpowiada z wolnej stopy i nawet jeśli zostanie skazany, to z racji wieku raczej nie trafi do więzienia.
W lutym Międzynarodowy Komitet Oświęcimski zarzucił niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości, że od dziesięcioleci ignoruje fakt, że wielu niemieckich zbrodniarzy biorących udział w holokauście nadal żyje. Po oskarżeniu 100-letniego Schuetza i 95-letniej byłej sekretarki w obozie Stutthof Komitet uznał, że sprawców pociąga się do odpowiedzialności dopiero teraz jest “porażką i zaniedbaniem niemieckiego wymiaru sprawiedliwości, które trwa od dziesięcioleci”