Szef Facebooka Mark Zuckerberg przyznał, że jego portal stosował cenzurę. Mieli nie dopuścić do publikacji reklam przez obrońców życia w czasie referendum aborcyjnego w Irlandii.
Facebook, podobnie jak wiele innych mediów społecznościowych, od lat jest oskarżany o nieobiektywność i prześladowanie prawicowych treści. Do mediów przedostała się ostatnio informacja, że Zuckerberg przyznał to otwarcie. Jego portal miał zablokować publikację reklam wykupionych przez amerykańskie organizacje pro-life w okresie referendum aborcyjnego w Irlandii.
„W trakcie tego referendum grupa amerykańskich grup pro-life wykupiła skierowane do Irlandczyków reklamy, aby spróbować wpłynąć na irlandzką opinię publiczną” – powiedział w trakcie konferencji IT w Aspen. Stwierdził, że wobec braku prawa, które by tego zabraniało, przedstawiciele FB skontaktowali się z Irlandczykami – nie ujawnił, o jakich Irlandczyków chodzi – i na ich prośbę zablokowali ich publikację.
Po raz pierwszy przedstawiciel FB – i to sam jego szef – przyznał, że portal cenzuruje prawicowe treści. Wcześniej przedstawiciele portalu twierdzili, że nie wprowadzili żadnej cenzury i oskarżenia to wyłącznie prawicowe teorie spiskowe.
Jego chwila szczerości może go jednak drogo kosztować. Amerykańska prawica powoli ma bowiem dość tego, że media społecznościowe, mające coraz większy wpływ na polityczną rzeczywistość, są opanowane tylko przez jedną stronę. Z Waszyngtonu coraz częściej dochodzą plotki, że zarówno prezydent Trump jak i Republikanie z Kongresu szykują się do rozprawy z prowadzącymi je firmami. Jedną ze strategii ma być, według niektórych komentatorów, zagrożenie im tym, że jeśli nie pohamują cenzorskich zapędów to zostaną uznani za zwykłe media. Oznaczałoby to, że właściciele mediów społecznościowych będą wtedy ponosić osobistą odpowiedzialność za wszelkie treści publikowane przez ich użytkowników, co w praktyce doprowadziłoby do konieczności zamknięcia takich portali jak Facebook.