Najnowsze wiadomości ze świata

Tak Ruski Mir wygląda w praktyce. Wstrząsająca relacja dziennikarzy CNN

Dziennikarze CNN odwiedzili Borodziankę, z której niedawno ukraińskie wojsko przegoniło rosyjskich okupantów. To, co tam zobaczyli, mrozi krew w żyłach.

Borodzianka to niewielkie miasteczko na przedmieściach Kijowa. Przed wojną zamieszkiwało ją ok. 13 tysięcy osób, ale większość z nich uciekła na jej początku. Rosjanie poddali ją intensywnemu ostrzałowi artyleryjskiemu i bombardowaniom, po czym zaczęli okupować to, co zostało, 28 lutego. Traktowali Borodziankę jako bazę wypadową do ataków na Kijów.

 

33-letni Jurij Pomin był w miasteczku kiedy Rosjanie zaczęli je bombardować. „Najstraszniej było, kiedy przybyły ich samoloty. Latały nad naszym domem i zrzucały bomby” – powiedział dziennikarzom. Kilka z nich trafiło w sąsiedni blok, zamieniając go w kupę gruzów. Kiedy spotkali go dziennikarze właśnie pakował resztkę swojego dobytku aby przenieść się do innego domu, poza miasteczkiem. „Nie mogę tu zostać. Tu nie jest bezpiecznie” – powiedział.

Oksana Kostyczenko znalazła w swoim ogrodzie zwłoki mężczyzny. Miał torbę na głowie, związane ręce i opuszczone spodnie, a na jego nodze były wyraźnie widoczne ślady bicia. Obok jego ciała leżała pojedyncza łuska. „Został poddany egzekucji, strzelono mu w głowę” – powiedział dziennikarzom oficer lokalnej policji. Przy jego ciele nie odnaleziono dokumentów, ale władze są przekonane, że był lokalnym mieszkańcem.

Kostyczenko i jej mąż Oleksandr uciekli kiedy zaczęły się rosyjskie bombardowania. Ich dom nie został przez nie uszkodzony, ale wprowadzili się do niego Rosjanie. Kiedy wrócili do niego po odbiciu miasteczka przez Ukraińców, przywitał ich przerażający widok. Wszędzie walały się ubrania i puste butelki po alkoholu. Rosjanie zniszczyli większość ich mebli, gasili papierosy na stole, rozbili także ich telewizor. Ptak, którego hodowali, padł z głodu, bo żadnemu nie przyszło do głowy, żeby go nakarmić. A odchodząc ukradli jej biżuterię i wszystkie cenne przedmioty jakie znaleźli.

Rosjanie zdewastowali także pobliskie sklepy, a to, czego nie dali rady ukraść, zostało przez nich zniszczone. Zdewastowali też lokalny urząd pracy i ratusz, gdzie mieścił się ich sztab. W całym mieście bazgrali na murach, samochodach itp. literę V – jeden z symboli, które Rosjanie malują na swoich pojazdach wojskowych. Zostawili też po sobie miny. Władze regionu kijowskiego musiały ogłosić godzinę policyjną do 7 kwietnia i poprosić mieszkańców, aby nie wychodzili z domów do czasu zakończenia operacji ich usunięcia. Z Ukrainy płyną doniesienia, że minowali nawet zwłoki swoich ofiar i dziecięce zabawki.

Zostawili też po sobie trupy. Teraz policja i ochotnicy z Borodzianki muszą je odzyskiwać i chować. Wiele z nich jest już w stanie rozkładu, bo Rosjanom nie chciało się ich pochować. „Zbieramy ludzi, którzy zostali zastrzeleni przez Rosjan. Cywili, którzy byli torturowani. Pracujemy od dwóch dni” – powiedział dziennikarzom 45-letni ochotnik Giennadij Awramenko. Kiedy go spotkali wyciągał zwłoki mężczyzny z rozbitego samochodu. Wpadł do rowu, bo podczas jazdy ostrzelali go Rosjanie, a jedna z ich kul trafiła go w serce. W ciągu godziny znaleźli zwłoki kolejnych dwóch osób – kogoś, kto spłonął na skutek eksplozji pocisku artyleryjskiego i staruszka, którego Rosjanie zastrzelili gdy jechał rowerem.

„Psychologicznie jest to trudne. Najgorszą rzeczą jest to, że nie znajdujemy żołnierzy, tylko niewinnych ludzi” – powiedział dziennikarzom Awramenko – „Zostali zastrzeleni bez powodu”. Dodał, że w poniedziałek znaleźli zwłoki siedmiu osób, a do połowy wtorku już sześciu. Wszyscy zdają sobie sprawę, że będzie ich dużo więcej. Mieszkańcy boją się, że ich senne miasteczko jeszcze latami nie podniesie się po „wizycie” Rosjan.

Źródło: Stefczyk.info na podst. CNN Autor: WM
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij