Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oświadczył, że interwencja sił specjalnych milicji OMON podczas protestów na Białorusi uratowała kraj od „blitzkriegu”. Mówił o tym w wywiadzie dla rosyjskich mediów, opublikowanym w środę na kanale RT i w RIA Nowosti.
„OMON nas uratował od blitzkriegu. Było zadanie zdusić, rzucić się na rządowe instytucje, przejąć je i gdyby nie te chłopaki, nie siedzielibyśmy tu teraz” – powiedział Łukaszenka.
Przyznał jednak, że doszło do przesadnych reakcji. „Nie podobało mi się tylko jedno – leżącego się nie bije. Powiedziałem im to otwarcie i po męsku” – oznajmił.
I dodał: „Wysnuliśmy wnioski. Nie myślcie, że jesteśmy z kamienia”.
Odnosząc się do faktu, że w protestach na Białorusi bierze udział wiele kobiet, Łukaszenka ocenił, że „mężczyźni zaczęli się chować za kobietami”. „Było tak już 75-80 lat temu – gdy faszyści puszczali kobiety do przodu, a sami się za nimi chowali. To nieładnie” – oznajmił.
Wspomniał, że niektórzy mówią o konieczności przeniesienia kompetencji między organami władzy i przyznał, że jest to potrzebne. Jego zdaniem wiele kompetencji prezydenta należałoby przekazać gubernatorom, parlamentowi, a może nawet zmienić strukturę władz, np. mianując sędziów obwodowych.
„Ale przy tym trzeba pamiętać, że Rosja, Białoruś i Ukraina to państwa słowiańskie, gdzie jest potrzebny silny lider, który będzie mieć określone pełnomocnictwa” – zaznaczył, podkreślając, że prezydent powinien mieć kontrolę nad sytuacją w kraju oraz poszczególnymi gałęziami władzy.
Według niego opozycja powinna być ustrukturyzowana i mieć postać partii. W jego ocenie, obecnie w kraju „opozycji nie ma”, a partie istnieją „tylko na papierze”.
Zaznaczył, że jest gotów do dialogu z narodem „24 godziny na dobę” – z kolektywami pracowniczymi, związkami zawodowymi, zrzeszeniami – i to na „dowolne tematy”. „Ale rozmawiać z ludźmi, którzy próbują w taki sposób dorwać się do władzy, nie jestem gotów” – powiedział.