Najnowsze wiadomości ze świata

O krok od tragedii w Chorwacji. Polacy uratowali kilkaset osób

Spokojny wakacyjny rejs na chorwackim wybrzeżu omal nie zakończył się katastrofą. Jak informują media, tylko zimna krew turystów z Polski sprawiła, że przeciążony statek nie zatonął, a kilkuset pasażerów nie zginęło.  

Dramatyczne chwile przeżyli turyści odpoczywający nad Adriatykiem. Jak opisuje gazeta “Dziennik. Gazeta Prawna”,  jeden z tamtejszych statków-wycieczkowców został zaskoczony przez sztorm.  Z każdą minutą sytuacja na jednostce stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Całe szczęście opanowali ją Polacy.

– Wypłynęliśmy z miejscowości Zaostrog w kierunku wyspy Korczula o godz. 8.45 w piękną pogodę, było 32 stopnie – mówi gazecie Polka przebywająca na wakacjach w Chorwacji. – Dramat rozpoczął się w drodze powrotnej ok. godz. 16.00, kiedy nagle pojawił się silny wiatr i fale morskie sięgające ok. 5,6 metrów wysokości. Załoga na statku to trzy studentki ze Słowacji (w wieku ok.20 lat) i trzech mężczyzn (Chorwatów, również młodych, sam kapitan miał ok. 22 lat). Uderzająca kolejna silna fala zniszczyła totalnie mostek kapitański, pulpit sterowniczy, zbiła całkowicie szybę pomieszczenia sterowniczego, a odłamki pokaleczyły kapitanowi ręce, koło sterownicze zostało wyrwane. Załoga straciła kompletnie kontrolę nad statkiem, silniki zgasły i rozpoczął się dryf z falami rzucając nami na prawo i lewo o dużym nachyleniu – relacjonuje kobieta.

Według słów turystów z Polski, statek był przeciążony, a załoga  a załoga nie była przygotowana na zmagania z nawałnicą. Kapitan i marynarze nie mieli  pojęcia o procedurach i zasadach bezpieczeństwa.  Nie rozdano kamizelek ratunkowych, nie wzywano pomocy. Na statku zapanował kompletny chaos, a kapitan nie potrafił podejmować racjonalnych decyzji. Jego wiek i brak doświadczenia naraziły turystów na ogromne niebezpieczeństwo.

– Statek nie był przygotowany do tego, by przewozić taką liczbę ludzi. Ale wiadomo, w ferworze tłumu, wakacje, nikt się nie zastanawia. Moje podejrzenia wzbudził fakt, że marynarze i kapitan są dość młodzi – mówi pochodzący z Kłodzka Jakub Fedorowicz, jeden z mężczyzn, którzy w krytycznym momencie przejęli kontrolę nad statkiem.

– Fale były naprawdę wysokie. W kulminacyjnym momencie sam wybrałem 112, krzycząc “Mayday Mayday more more” (po chorwacku morze – przyp. red.) i nazwę łodzi, a potem dałem telefon kapitanowi, który jako jedyny był Chorwatem (reszta załogi to słowaccy studenci) i potrafił mówić po chorwacku. Wręcz go zmusiłem, żeby poinformował o sytuacji – Jedna z kobiet zemdlała, ktoś myślał, że wypadła z tego okrętu. Na szczęście udało się ją znaleźć. Moja pięcioletnia córka do tej pory płacze, kiedy komuś o tym opowiadamy – relacjonuje Fedorowicz.

Równie dramatycznie sytuacje opisuje będąca na statku Maria Piszko.

– Ktoś zemdlał, dzieci piszczały, płakały, ktoś wymiotował, a zakonnica i księża intonowali modlitwy, mające pomóc nam ocaleć. Jeden mężczyzna z grupy pielgrzymów przemawiał do ludzi i uspokajał ich – opowiada Maria Piszko. – Akcja jak z filmu “Titanic” – Byliśmy o krok od śmierci – dodaje.

Dzięki determinacji Polaków udało się wezwać służby ratunkowe, które ewakuowały pasażerów na inne jednostki.

Najbardziej kuriozalne jest jednak zachowanie firmy organizującej rejs. Chorwacki przewoźnik w ramach rekompensaty zaoferował swoim pasażerom… darmowy nocny rejs statkiem. Trzeba przyznać, że w tych okolicznościach, to dość osobliwa forma zadośćuczynienia.

 

Źródło: stefczyk.info?DGP Autor: fp
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij