Doug i Dedr zorganizowali przyjęcie weselne na Jamajce. Choć zaprosili na nie ponad 300 gości, to finalnie na miejscu pojawiło się ok. 200 osób. Jeden z zaproszonych gości, który potwierdził swoją obecność i nie pojawił się na imprezie otrzymał od pary młodej rachunek za swój „talerzyk”.
Para młoda z USA postanowiła, że ich przyjęcie weselne odbędzie się na Jamajce. Zaprosili tam rodzinę i przyjaciół, łącznie ponad 300 osób. Okazało się, że na weselu zjawiła się niespełna jedna trzecia gości.
Nowożeńcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce i stanowczo odpowiedzieć na zachowanie jednego z zaproszonych. Mężczyzna, który wcześniej otrzymał zaproszenie, nie poinformował młodej pary, że nie zjawi się na uroczystości. W związku z tym otrzymał rachunek opiewający na 240 dolarów (ok. 1000 zł).
Pan młody nie widzi w tym niczego dziwnego i w rozmowie z „New York Post” przekonuje, że rachunek za wesele jest czymś normalnym. Wyjaśnił także okoliczności całego zamieszania i dodał, że gość „nagrodzony” fakturą weselną kilkukrotnie potwierdzał swoją obecność i ostatecznie, nie uprzedzając o zmianie planów, nie pojawił się na przyjęciu.
– Cztery razy pytaliśmy: „czy będziesz na weselu, czy możesz przyjechać?”, a on ciągle odpowiadał, że tak – wyjaśnił Doug. Dodał, że 240 dolarów to kwota, którą mężczyzna jest winien świeżo upieczonemu małżeństwu za opłacenie jego „talerzyka”.