Odbyła się pierwsza debata kandydatów na prezydenta Partii Demokratycznej. Jeden z kandydatów, Julian Castro, stwierdził w jej trakcie, że mężczyźni też powinni mieć prawo do aborcji.
Jednym z głównych tematów debaty była kwestia służby zdrowia, szczególnie jej bliżej lub dalej idącego upaństwowienia. Prowadzący ją dziennikarz NBC Lester Holt pytał uczestników o ich plany reformy.
Kiedy przyszła kolej Castro, Holt zauważył, że wszyscy kandydaci popierają legalną aborcję. Następnie spytał go o to, czy jego plan reformy służby zdrowia będzie obejmował płacenie za nią z podatków.
Castro potwierdził. „Wierzę nie tylko w wolność reprodukcji. Wierzę w sprawiedliwość reprodukcji” – powiedział – „To znaczy, że tylko dlatego, że kobieta – albo nie zapominajmy o kimś ze środowisk trans, trans kobieta – jest biedna, nie powinno znaczyć, że nie powinna mieć prawa wyboru. Więc absolutnie pokryłbym prawo do aborcji”.
Castro ewidentnie puścił tą odpowiedzą oko do środowisk LGBT, które w przeważającej części popierają lewicę. Problem tylko w tym, że określenie „trans female” którego użył oznacza mężczyznę, który czuje się kobietą. A jako taki nie jest w stanie zajść w ciążę – nawet jeśli faktycznie przejdzie operację zmiany płci. Przeszczepy macic to bowiem nadal kwestia przyszłości, a i mowa jest na razie o takich przeszczepach w kontekście kobiet a nie mężczyzn.
Wypowiedź Castro wywołała wielką wesołość po prawej stronie i oskarżenia o to, że Partia Demokratyczna skręciła tak bardzo na lewo, że jej kandydaci nie nadążają i gubią się w lewicowej nowomowie. Co ciekawe niektóre lewicowe portale twierdzą jednak, że Castro…miał całkowitą rację. Także zgromadzeni na sali widzowie przyjęli jego lapsus owacją.