Publicystyka

Lewica krytykuje prezydenta za jego słowa o Baltimore. Dziennikarze wypominają im hipokryzję.

Prezydent Trump stał się obiektem ataków lewicy po tym, gdy skrytykował dystrykt wyborczy jednego z przeciwników politycznych. Lewica oskarża go o rasizm, gdyż zamieszkują go głównie czarnoskórzy. Dziennikarze szybko odkryli, że jeden z jej najważniejszych przedstawicieli mówił o nim jednak niemal dokładnie to samo.

W sobotę Donald Trump zaatakował na Twitterze demokratycznego kongresmena Elijaha Cummingsa, szefa Komisji Nadzoru Izby Reprezentantów i swojego zadeklarowanego wroga. „Cummings to brutalny prześladowca, krzyczący na wspaniałych mężczyzn i kobiety ze Straży Granicznej o warunki panujące na południowej granicy” – napisał prezydent dodając, że „jego dystrykt w Baltimore jest znacznie gorszy i bardziej niebezpieczny”.

„Jak dowiodła zeszłotygodniowa wycieczka Kongresu, granica jest czysta, efektywna i dobrze zarządzana, tylko bardzo zatłoczona. Dystrykt Cummingsa jest obrzydliwym, zainfekowanym przez szczury i gryzonie bałaganem” – kontynuował Trump – „Jeżeli spędzałby więcej czasu w Baltimore może pomógłby wyczyścić to bardzo niebezpieczne miejsce”.

Słowa prezydenta, chociaż brutalne, niewiele odbiegają od prawdy. Rządzone od dawna przez lewicę Baltimore jest powszechnie uznawane za jedno z najbardziej niebezpiecznych miast w USA. Mieszkańcy tłumnie się z niego wyprowadzają, w 2017 jego populacja spadła do najniższego od 100 lat poziomu. Miasto ma również wielkie problemy z bezrobociem i plagą narkotyków. Ma również od lat problem ze szczurami, które po zmroku niepodzielnie rządzą ulicami.

Fakty nie przeszkodziły jednak Demokratom i lewicy w ataku na prezydenta Trumpa. Cummings jest bowiem czarnoskóry, podobnie jak większość jego wyborców – aż 63,7% mieszkańców Baltimore jest czarnoskóra. Wystarczyło to aby po raz kolejny ogłosić Trumpa rasistą.

Dziennikarze szybko jednak odkryli, że Bernie Sanders, który w 2016 roku zajął drugie miejsce w prawyborach Demokratów i jest uznawany za lidera lewego skrzydła partii nie tak dawno temu sam w ostrych słowach krytykował to miasto. „Każdy, kto razem z nami przespacerowałby się po tej okolicy nie pomyślałby, że jesteśmy w bogatym kraju” – powiedział w grudniu 2015 roku po wizycie w zachodniej części miasta – „Pomyślałbyś, że jesteś w państwie trzeciego świata”.

Na tym krytyka Baltimore przez Sandersa się nie skończyła. Senator zwrócił również uwagę na to, że to „społeczność, w której połowa ludzi nie ma pracy” i „setki budynków nie nadają się do zamieszkania”. Na swoim Twitterze napisał także, że „mieszkańcy najbiedniejszych dzielnic Baltimore mają krótszą długość życia niż ludzie żyjący w północnokoreańskim reżymie”.

Tamte komentarze nie wzbudziły żadnego oburzenia i praktycznie nie wyszły poza lokalne media. Bernie Sanders nie został obwołany rasistą i teraz w związku z aferą z Baltimore może krytykować „rasistowskiego prezydenta” ile dusza zapragnie. Wychodzi więc na to, że o tym, czy dane słowa są rasistowskie decyduje nie to, co powiedziano – a to, kto to powiedział.

Źródło: Fox News Autor: Wiktor Młynarz
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij