Zastępca ministra spraw zagranicznych Rosji Sergiej Rjabkow powiedział agencji TASS, że rozmawiają z najbliższymi sojusznikami o rozmieszczeniu na ich terytorium rosyjskiej broni dalekiego zasięgu. Chodzi m.in. o Amerykę Łacińską.
Rosji bardzo nie podoba się to, że państwa Zachodu zapewniają broń napadniętej przez nią Ukrainie. Do zwyczajowego arsenału gróźb Putin dodał na początku czerwca kolejną. Zagroził, że w odpowiedzi na działania NATO Rosja być może przekaże państwom trzecim broń dalekiego zasięgu, której te państwa będą mogły użyć na zachodnie cele.
To jednak najwyraźniej nie przestraszyło NATO, bowiem Rosjanie postanowili eskalować swoje groźby. Nawiązując do tamtej groźby, Rjabkow powiedział TASS, że Kreml rozmawia z „najbliższymi sojusznikami” o rozmieszczeniu na ich terytorium broni dalekiego zasięgu. Dodał, że chodzi nie tylko o partnerów z Azji, ale także Ameryki Łacińskiej. Rosja ma silną pozycję w tym regionie, gdyż w czasie Zimnej Wojny wspierała tam liczne reżymy i komunistyczne organizacje terrorystyczne, a dziś sprzedaje tam broń. Najbliższymi sojusznikami Kremla są tam Wenezuela i Kuba.
Rjabkow dodał, że nie ma w tym nic niezwykłego, gdyż od dawna rozmawiają o tym z odpowiednimi agencjami w „naszych państwach partnerskich”. Dodał, że zrobią to z „pełnym poszanowaniem ich suwerennego wyboru” i traktatów międzynarodowych, także tych, w których Rosja nie jest stroną.
Rosyjska broń tak blisko ich granic raczej nie spodoba się Amerykanom. Już raz znaleźli się w takiej sytuacji. W 1962 roku rozmieścili rakiety z głowicami atomowymi na Kubie, co było odpowiedzią na taką broń we Włoszech i w Turcji. Świat znalazł się wtedy bardzo blisko trzeciej wojny światowej. Ostatecznie prezydent Kennedy zdecydował się jednak na – nielegalną w świetle prawa międzynarodowego – blokadę morską Kuby. Po niecałych dwóch tygodniach obie strony doszły do porozumienia. Rosjanie oficjalnie wycofali broń atomową z Kuby, a Amerykanie, już po cichu, z Włoch i Turcji.