–Tak, to prawda. 1 sierpnia podjęłam decyzję o rozwiązaniu zgromadzenia. To była decyzja kolegialna, miałam trzech kolegów prawników. Konsultowałam z panią prezydent zachowania i to co się dzieje na ulicach Warszawy. I zrobiłam… wykonałam zadania, które zostały mi powierzone. Uznałam, że uczestnicy zgromadzenia naruszają przepisy prawa karnego – i dlatego taka, a nie inna decyzja. – mówiła dziennikarzom „Rzeczpospolitej” urzędniczka. Ewa Gawor jest zdania, że organizatorzy marszu na pewno skorzystają z drogi sądowej w celu oceny legalności decyzji stołecznego ratusza.
Kobieta odniosła się także do swojej przeszłości, potwierdzając doniesienia Sławomira Cenkiewicza o jej przynależności do MO oraz ukończeniu szkoły oficerskiej.
–Ja się tej szkoły ani nie wstydzę, ani nie wypieram. – zapewnia była podporucznik MO.
Dziennikarz „Rzeczpospolitej” zapytał się, czy rzeczywiście hasło „raz sierpem, raz młotem…” było przyczyną rozwiązania marszu. Gawor uznała jednak, że nie chodzi o hasło, a o zachowanie uczestników. Zgodnie z jej relacją organizatorzy marszu byli poinformowani o nieprzestrzeganiu porządku prawnego przez ludzi biorących udział w zgromadzeniu. Ich brak reakcji na łamanie przepisów prawa karnego skłonił warszawski ratusz do podjęcia decyzji o rozwiązaniu marszu. Szefowa BbiZK nie przejmuje się jednak negatywną reakcją na całą sytuację.
–Nie żałuję, nikt mnie nie zastraszy, mogą mnie opluwać jak chcą. – mówiła.
Zdementowała także doniesienia o ukrywaniu przez nią informacji na temat ukończonych przez nią szkół oraz pracy w MSW Czesława Kiszczaka. Wiedzą o tym zarówno jej obecni przełożeni, jak i poprzedni. Nie zgadza się też na oskarżenia o reprezentowaniu SB. Kobieta utrzymuje, iż podejmowała się pracy w PESEL-u jako pracownik cywilny. Zapewniała też, że była zweryfikowana przez pracowników prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Ewa Gawor zastanawia się nad pozwaniem Sławomira Cenckiewicz, który opublikował na łamach „Gazety Polskiej” artykuł o jej przeszłości, a także jej rodzinie. Urzędniczka nie zgadza się na pisanie o jej bliskich. Nie widzi także powodu do złożenia dymisji z obecnego stanowiska.
-Nie mam sobie nic do zarzucenia – zapewnia – a kocham swoją pracę, ja się z tą pracą utożsamiam. Uwielbiam pracę w samorządzie, ja nigdy nie myślałam, że tu mogą stać takie wyzwania i można tak wielu fajnych rzeczy dokonać.
Sam publicysta nie boi się pozwu, czemu dał wyraz na swoim koncie twitterowym.
JD/ Rzeczpospolita