Najnowsze wiadomości ze świata

Hodowca lwów i tygrysów został zabity przez swoje zwierzęta. To było ostatnie karmienie

Słowacki hodowca lwów i tygrysów stracił życie podczas karmienia swoich zwierząt. Gdy tragedia wyszła na jaw, okazało się, że pozwolenie na hodowanie dzikich zwierząt, które otrzymał mężczyzna, wygasło lata temu.

Słowacki rolnik Józef Bajánek był hodowcom 16 dużych kotów. Właściciel lwów i tygrysów poszedł nakarmić swoje zwierzęta, ale z wybiegu już nie wrócił. Pod nieobecność mężczyzny na miejsce została wezwana policja.

Przybyli funkcjonariusze znaleźli na wybiegu dla dzikich zwierząt porozrzucane części ciała. Rzecznik lokalnych służb ratowniczych, Alena Krcova, przekazała mediom, że fragmenty ciała zostały już zidentyfikowane.

Stanowisko w tej sprawie zajął już słowacki minister rolnictwa, który nie wyklucza uśpienia zwierząt. Podczas interwencji policjanci zastrzelili lwicę i lwa.

Jeśli doszło do tak tragicznej sytuacji, instynkt mięsożercy może się w nich obudzić powtórnie, w nieoczekiwanym momencie ­– przyznał szef resortu. Minister przyznał również, że hodowca nie stworzył dla zwierząt odpowiednich warunków, ale wina leży po stronie Państwowej Administracji Weterynaryjnej i Żwynościowej, która – jego zdaniem – zaniedbała swoje obowiązki.

Okazuje się, że zmarły tragicznie mężczyzna miał pozwolenie na hodowlę dzikich kotów. Jednak dokument ten wygasł w 2019 roku. Według lokalnych mediów hodowca miał problemy z prawem i zatargi z organizacjami praw zwierząt, które zarzucały mu przetrzymywanie zwierząt w złych warunkach.

Źródło: stefczyk.info/na podst.polsatnews Autor: MS
Fot.

Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Prywatności Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.

Zamknij