Przed II wojną światową podkarpacka wioska Markowa, była jedną z największych wsi II Rzeczpospolitej. To właśnie tam 24 marca 1944 roku rozegrały się wydarzenia, które na zawsze stały się symbolem niemieckiego bestialstwa, ale też polskiej ofiarności.
79 lat temu niemieccy żandarmi z zimną krwią zamordowali rodzinę Ulmów za to, że Ci zdecydowali się udzielić pomocy Żydom.
Praktycznie od września 1939 roku Niemcy prowadzili na ziemiach okupowanej Polski politykę terroru, która miała na celu złamanie polskiego oporu i zniechęcenie Polaków do konspiracji. Z wielką determinacją Niemcy karali również tych, którzy decydowali się na udzielanie pomocy Żydom. Miłosierną postawą w tych okrutnych czasach wykazało się małżeństwo Józefa i Wiktorii Ulmów.
Na co dzień swój czas poświęcali nie tylko pracy na roli i wychowywaniu sześciu córek, ale również takim pasjom jak fotografia, ogrodnictwo czy teatr. W momencie próby nie zawahali się i przygarnęli Żydów pod swój dach. Od początku zdawali sobie sprawę, że w przypadku, kiedy ta pomoc wyjdzie na jaw mogą zapłacić wysoką cenę. Niemieccy oprawcy nie mieli dla nich litości i rozstrzelali wszystkich, łącznie z maleńkimi dziećmi. Chcieli, aby pamięć o Ulmach przepadła na zawsze. Tak się jednak nie stało.
Zbrodnia, która miała zostać zapomniana
Ulmowie dali schronienie aż ośmiorgu Żydom. Według historyków, o fakcie ukrywania tych osób przez polską rodzinę najprawdopodobniej doniósł Niemcom Włodzimierz Leś – granatowy policjant z pobliskiego Łańcuta. Rankiem 24 III 1944 r. przed dom Ulmów przybyło pięciu niemieckich żandarmów oraz kilku granatowych policjantów.
Dowodził nimi por. Eilert Dieken. Najpierw zamordowano Żydów, potem Józefa i Wiktorię – kobieta była w zaawansowanej ciąży. Następnie porucznik Dieken podjął decyzję o zabiciu dzieci, a jeden z żandarmów uczestniczących w egzekucji miał pokazywać na Ulmów i wygrażać zebranym innym mieszkańcom wioski: ‘Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.
Historia ta przez wiele lat była znana głównie wąskiej grupie historyków. Co więcej, dowodzący egzekucją Dieken po wojnie nie poniósł żadnej kary piastując urząd komendanta policji w jednym z niemieckich miast. Sami Ulmowie dopiero w 1995 roku zostali uznani przez Yad Vashem w Jerozolimie tytułem Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata, a Muzeum Polaków Ratujących Żydów Podczas II Wojny Światowej im. Rodziny Ulmów w Markowej zostało otwarte dopiero w 2016 roku. Jesienią tego roku rodzima Ulmów ma zostać wyniesiona na ołtarze przez papieża Franciszka.
Przywrócić pamięć o Ulmach
Nad historią tej zbrodni postanowił pochylić się jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów dokumentów – Mariusz Pilis. Planował on swój projekt w 2013 roku, ale wówczas, trudno było uzyskać środki na produkcje, które demaskowałyby niemieckie bestialstwo. Ostatecznie reżyserowi udało się zebrać potrzebne środki i obraz trafił do kin. Co ciekawe Pilis dotarł do żyjącej córki Eilerta Diekena, która przez całe życie nie wiedziała, czego dopuścił się jej ojciec.
– Kiedy się z nią skontaktowaliśmy i poprosiliśmy, by przekazała nam informacje o jej ojcu była przekonana, że Muzeum chce upamiętnić jego działania. Przesłała list, z którego wynikało, że spodziewa się, że jej ojciec będzie przedstawiony jako postać pozytywna. Nie wiedziała nawet, że rodzina Ulmów nie żyje, że została eksterminowana, a rozkaz wydał jej ojciec. Przesłała zdjęcia na których widzimy Diekena w dobrze skrojonym mundurze niemieckiej żandarmerii, ale też fotografie powojenne, z jego pracy jako inspektora w jednym z niemieckich miasteczek – Esens w Dolnej Saksoni.
Postanowiliśmy udać się do niej do Niemiec i porozmawiać z nią na ten temat. Stwierdziliśmy, że musimy opowiedzieć tę historię skoro nawet najbliższa rodzina zbrodniarza nie wiedziała o tym, czym się „wsławił” – mówi Mariusz Pilis.
Zresztą to nie była jedyna osoba w Niemczech, która nie wiedziała o zbrodniach Diekena.
– W 2022 roku ponownie postanowiłem udać się do Esens. Co ciekawe burmistrz przyznał się, że dopiero tydzień przed moim zapowiedzianym przyjazdem zajrzał do Wikipedii, by dowiedzieć się o co chodzi. Zaprosiłem go do Polski, do Markowej, zdecydował się przyjechać i był wstrząśnięty – dodaje reżyser.
Kiedy o zbrodni na rodzinie Ulmów zrobiło się głośno, do Instytutu Pileckiego zgłosił się człowiek, który chciał sprzedać archiwalia i pamiątki po Diekenie. Dziś te materiały najprawdopodobniej zostały przekazane do muzeum w Markowej, ale jeszcze kilka lat temu leżały u kogoś „na strychu”.
– Mam nadzieję, że ten film będzie ważnym świadectwem, także dla Niemców. Chcę żeby oni pamiętali o swojej roli, jaką odegrali podczas II wojny światowej, bo niestety odnoszę wrażenie, że w ostatnim czasie, już nawet nie tylko jako obywatele, ale wręcz jako państwo starają się przedefiniować tę historię, pokazać się jako ofiary, a nie sprawcy – zapewnia reżyser dokumentu.
Film „Historia jednej zbrodni” po kinowym debiucie będzie miał również swoją premierę w telewizji. 8. września obraz Mariusza Pilisa zostanie wyemitowany jednocześnie na antenie TVP 1 i TVP Info o godz. 21.30. Ważne, aby ta historia trafiła do jak największego grona odbiorców i edukowała o tym jak okrutnych zbrodni dopuszczali się Niemcy.
Film powstał m.in. dzięki finansowemu wsparciu, jakiego udzielili jego twórcy KGHM Polska Miedź S.A., Fundacja Kasy Stefczyka, PKO Bank Polski, Totalizator Sportowy oraz Lasy Państwowe.