Boris Johnson znalazł się w trudnej sytuacji. Większość Brytyjczyków chce aby wprowadził znacznie ostrzejsze restrykcje w walce z koronawirusem ale politycy jego własnej partii nie chcą się na to zgodzić.
Chiński koronawirus dotarł do UK pod koniec stycznia. Początkowo rząd nie chciał wprowadzać ostrych restrykcji ale gwałtowny przyrost infekcji i zgonów zmusił go do wprowadzenia jednego z najostrzejszych lockdownów w Europie. Specjalna ustawa dała rządowi największe uprawnienia od czasów II Wojny Światowej. Przyrost infekcji udało się opanować w maju, ale od września liczba nowych dobowych przypadków znowu zaczęła rosnąć i obecnie przekracza 6 tysięcy.
W związku z początkiem drugiej fali Johnson wprowadził kolejne restrykcje, z których najważniejszą było wprowadzenie godziny policyjnej w pubach – teraz muszą zamykać się o 10 wieczór.
Dziennik The Telegraph zlecił sondaż w sprawie tych nowych restrykcji. Okazało się, że znakomita większość Brytyjczyków – 63% – uważa, że Johnson powinien wprowadzić ostrzejsze restrykcje. 51% uważa, że powinien zamknąć również salony fryzjerskie i siłownie. Aż 83% Brytyjczyków boi się, że druga fala koronawirusa uderzy silnie w UK. Poprzedni sondaż wykazał, ze aż 78% respondentów poparło ostatnie restrykcje.
Johnson ma jednak problem z posłami własnej partii, którzy często nie popierają ostrych restrykcji. Jak donoszą brytyjskie media ok. 40 posłów Torysów chce wprowadzić ustawę która da parlamentowi prawo głosowania nad kolejnymi restrykcjami – dzięki spec-ustawie obecnie rząd może je wprowadzać na własną rękę. Niedługo parlament zagłosuje również nad rezygnacją z zakazu zgromadzeń w większej liczbie niż 6 osób.
Od początku pandemii w UK odnotowano 429 tysięcy infekcji. Zmarło niemal 42 tysiące osób. Daje to UK 14 miejsce na świecie pod względem liczby infekcji i piąte pod względem liczby zgonów.