Bartosz Arłukowicz spotkał się z mieszkańcami Turowa, gdzie mówił m.in., że chce podnieść ich na duchu „po tym co zrobił premier”. Chwalił również mieszkańców za ich frekwencje. Szybko jednak okazało się, że wielu z zebranych, do których przemawiał polityk PO przyjechało na spotkanie ze Szczecinka.
Polityk Platformy Obywatelskiej nie krył zadowolenia z frekwencji spotkania w Turowie. Powiedział, że przyjechał tam, by podnieść mieszkańców tego miasta na duchu „po tym co zrobił premier”. Jednocześnie przyznał, że problemem są ci mieszkańcy, którzy nie pojawili się na spotkaniu.
„Macie robotę do wykonania” – powiedział do zebranych Arłukowicz, dodając, że zostawia im zadanie domowe. Następnie podszedł do jednej z kobiet i zapytał jak ma imię jej sąsiadka.
„Halina” – odpowiedziała kobieta.
„A gdzie jest Halina? Pójdzie Pani do Haliny i powie, że spotkanie było okej i że było warto” – zapytał polityk.
W odpowiedzi usłyszał, że kobieta nie jest z Turowa, a ze Szczecinka. Europoseł powiedział, że idzie szukać dalej, po czym podszedł do kolejnej osoby. „A jak ma na imię Pani sąsiadka” – zapytał Arłukowicz.
„Ja też jestem ze Szczecinka” – odpowiedziała kobieta.
Okazało się, że to nie jedyny akcent tego miasta na spotkaniu z mieszkańcami Turowa. Jeden z siedzących tam mężczyzn powiedział europosłowi, że Szczecinek to miasto, które ma około 40 tys. ludzi i nie ma oddziału chirurgii dziecięcej.
To jest tak dobre, że nie wymaga komentarza 🤣pic.twitter.com/7xVMqEqG5r
— Maciej Stańczyk (@stanczykmaciej) July 24, 2022
Nieporozumienie na spotkaniu Bartosza Arłukowicza z mieszkańcami Turowa nie umknęło uwadze internautów. „Zwieźli tych ludzi z sąsiedniego miasta” – skomentowano. Zauważono również, że na spotkania z wyborcami działacze PO zbierają partyjnych działaczy i zwolenników z całego regionu.