Polityczna poprawność i narzucane przez Hollywood tzw. parytety równościowe od kilku lat budzą irytację wielu widzów na całym świecie. Okazuje się jednak, że problem np. z obsadzaniem czarnoskórych aktorów w rolach postaci historycznych mają nie tylko odbiorcy filmów czy seriali, ale także sami ich twórcy. Polska scenarzystka Ilona Łepkowska, podzieliła się z dziennikarzami “Super Expressu” opinią, która z pewnością wywoła burzę w naszym środowisku filmowym, tak chętnie korzystającym z amerykańskich standardów.
Ilona Łepkowska to scenarzystka i producentka, która stworzyła najbardziej znane polskie telenowele. To ona nadała formę i kształt takim produkcjom jak “Radio Romans”, “Klan”, “Na dobre i na złe”, “M jak miłość” czy “Barwy szczęścia”, które od lat przyciągają przed telewizory miliony Polaków.
“Królowa polskich seriali”, jak niekiedy określana jest Łepkowska, została zapytana przez dziennikarzy “Super Expressu”, co sądzi na temat obsadzania czarnoskórych aktorów, w rolach, które w naszej świadomości tradycyjnie uważane są za “białe”.
– Przyznam szczerze – musimy się do tego przyzwyczaić. Myślę, że pierwszy krok to był teatr. Często oglądam transmisje spektakli teatralnych w kinach, na przykład z brytyjskich teatrów. Byłam parę lat temu lekko zaszokowana, kiedy zobaczyłam Hamleta z Benedictem Cumberbatchem i tam jedną z postaci grał ciemnoskóry aktor. Natomiast w tej chwili przyjmuję to jako rzecz dość naturalną – przyznała Łepkowska.
O ile jednak scenarzystka jest w stanie zrozumieć taki zabieg w spektaklu teatralnym, który z założenia ma być interpretacją, a więc pozwala na daleko idące modyfikacje, to trudno jej pogodzić się z faktem, swobodnego stosunku do postaci historycznych.
– Aczkolwiek uważam, że w przypadku postaci historycznych, jeżeli opowiadamy o postaci historycznej… Jakby Jana III Sobieskiego czy Marię Skłodowską-Curie miała zagrać osoba czarnoskóra, to uważam że to jest przegięcie. Tracimy wiarygodność. To jest postać, o której wiemy jak wyglądała, więc w ten sposób odbieramy szansę uwierzenia w tę historię w momencie, kiedy zmieniamy kolor skóry. W teatrze jest pewna umowność, ale film – szczególnie biograficzny – jest odczytywany jeden do jednego. Wiemy oczywiście, że to nie jest Skłodowska-Curie prawdziwa, tylko aktorka, ale próbujemy zbliżyć się do tej postaci w jakiś sposób – zauważyła scenarzystka.
Jej słowa z pewnością nie spodobają się wielu twórcom, którzy od lat próbują zmieniać tę konwencję, czego przykładem w ostatnim czasie była czarnoskóra Kleopatra, Anna Boleyn, czy czarnoskóry i mający za dużo lat Hannibal (co spotkało się z oburzeniem Tunezyjczyków). O ile jednak w przypadku postaci z zamierzchłych epok powoli przechodzimy nad tym do porządku dziennego, to dziś trudno sobie wyobrazić, by królową Elżbietę II zagrała aktorka ciemnoskóra, a Nelsona Mandelę np. Kenneth Branagh.