Prezydent Francji Emanuel Macron nie przyjął dobrze porażki w eurowyborach. Zdecydował się na rozwiązanie parlamentu.
We Francji eurowybory wygrała zdecydowanie Rassemblement National (RN), partia Marine Le Pen. Zdobyła 32,4% głosów. Besoin d’Europe, lista wyborcza Macrona, dostała mniej niż połowę tego, 15,2%. Ledwie udało im się wyprzedzić socjalistów. Tym samym RN dostanie 30 miejsc, a BE i socjaliści po 13.
W reakcji na te wyniki Macron zdecydował się na rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego, francuskiego parlamentu. Przyspieszone wybory zaplanowano na 30 czerwca. W transmitowanym przez telewizje przemówieniu powiedział, że Francji potrzebny jest rząd ze stabilną większością. Partia Macrona go nie ma – muszą za każdym razem walczyć o poparcie mniejszych partii by przyjąć jakąkolwiek ustawę.
Decyzja Macrona zaskoczyła nawet jego sojuszników. Rozmawiając nieoficjalnie z mediami, twierdzą, że to było szaleństwo. Jeden z partyjnych insiderów stwierdził, że jego zdaniem Macron chce, by skrajna prawica zdobyła stanowisko premiera i skompromitowała się przed wyborami prezydenckimi w 2007 roku, ale jego zdaniem to bardzo ryzykowne zagranie.
Minister spraw zagranicznych i sekretarz generalny partii Macrona Stephane Sejourne potwierdził, że wszyscy dotychczasowi posłowie z ich partii wystartują ponownie. Dodał, że posłowie z szerzej rozumianego ruchu republikańskiego nie muszą się martwić o rywali w okresie przedwyborczym.
Prawica przyjęła decyzję Macrona entuzjastycznie. Le Pen powiedziała, że wynik wyborów pokazał, że są jedyną alternatywą dla Francji, i są gotowi na przejęcie władzy. Najbardziej prawdopodobnym kandydatem na urząd premiera jest Jordan Bardella, lider ich listy wyborczej w eurowyborach. Eric Zemmour, lider partii Rekonkwista, wezwał do stworzenia jak największej prawicowej koalicji. Jego partia nie zgadza się z RN w wielu kluczowych aspektach, a w Europarlamencie zasiadają w różnych frakcjach, więc taka koalicja wcale nie jest przesądzona.