Po tygodniowych poszukiwaniach miano zastrzelić niedźwiedzia, który terroryzował małe miasteczko na Słowacji. Wielu Słowaków jednak wątpi, czy dorwano właściwe zwierzę.
Liptowski Mikułasz to niewielkie miasto w północnej Słowacji. Zrobiło się o nim głośno na całym świecie, kiedy do mediów społecznościowych trafiło nagranie, na którym po jego ulicach biegnie niedźwiedź brunatny. Wykonano je 17 marca. Tego dnia zwierzę zaatakowało wielu mieszkańców tego miasteczka. Pięć osób, w tym 10-letnia dziewczynka, odniosło rany, a dwie trafiły do szpitala.
A brown bear in Liptovsky Mikulas, Slovakia went on a rampage on March 17 injuring 5 people.
After a 10-day hunt the bear has been shoț dead.
Imagine taking out the trash and this creature comes barreling by you. pic.twitter.com/xmx1mqhqgr
— Paul A. Szypula 🇺🇸 (@Bubblebathgirl) March 28, 2024
Atak niedźwiedzia wywołał w okolicy falę paniki. W wielu miastach regionu wprowadzono stan wyjątkowy, a na ulice wyszły dodatkowe patrole. Równocześnie rozpoczęły się poszukiwania zwierzęcia. W środę rząd ogłosił, że dzień wcześniej myśliwym udało się je zastrzelić. Poinformowali, że niedźwiedź został znaleziony przez drona, a myśliwi użyli biometryki, by potwierdzić, że to właśnie on zaatakował mieszkańców.
Teraz jednak pojawiły się wątpliwości, czy zastrzelono właściwe zwierzę. Opozycyjny poseł Michal Wiezik powiedział mediom, że jeden z mieszkańców miasteczka znalazł dokumenty, które zgubili myśliwi. Wynika z nich, że zastrzelono samicę, która ważyła 67,9 kg i miała 152 cm. Wcześniej rząd twierdził, że poszukują samca, który ważył 80-100 kg. „Jestem pewien, że to nie jest ten sam niedźwiedź. To oczywiste” – stwierdził polityk dodając, że zastrzelenie niewłaściwego zwierzęcia łamie prawo UE.