Jochewed Lifshitz, zwolniona w poniedziałek wieczorem izraelska zakładniczka, powiedziała, że porwani “przeżyli horror”. Kobieta została uderzona przez uprowadzającego ją terrorystę, ale po przewiezieniu do Strefy Gazy – jak mówi – była dobrze traktowana.
Przebywająca dotąd w szpitalu 85-letnia Lifshitz, odnosząc się do bariery odgradzającej Strefę Gazy od Izraela, powiedziała, że atakujący “wysadzili mur, który kosztował 2 miliardy szekli (około pół miliarda USD)”, ale który “na nic się nie przydał”.
Oprócz pobicia, Lifshitz odebrano zegarek i biżuterię i motocyklem przewieziono w kierunku Gazy. Porwanych wprowadzono do “przypominającej pajęczynę” sieci tuneli. Podziemny szlak ciągnął się kilometrami, pokonanie trasy zajęło im 2-3 godziny – poinformował portal Jerusalem Post. Porwanych podzielono na mniejsze grupy, a do każdego z więźniów przypisano strażnika.
Na miejscu – twierdzi zwolniona zakładniczka – porwanych traktowano dobrze. “Powiedzieli nam, że wierzą w Koran i nie zrobią nam krzywdy. Zapewnią nam takie same warunki, jakie sami mają” – powiedziała. “Zachowywali się wobec nas łagodnie. Byli na nas przygotowani” – dodała.
Uprowadzonych odwiedzał lekarz, przekazywano im też potrzebne leki.
Uwolniona kobieta ma żal do służb izraelskich, które jej zdaniem zawiodły. “Poważnie ucierpieliśmy przez brak rozeznania w siłach zbrojnych i wywiadzie” – stwierdziła.
Lifshitz – przekazała agencja Reutera, której dziennikarze dotarli do wnuka uprowadzonej – wraz z mężem latami pomagała chorym Palestyńczykom. Wnuk porwanych Daniel Lifshitz twierdzi, że dziadkowie przez całe życie działali na rzecz praw człowieka i pokoju. „Przez ponad dekadę zabierali co tydzień chorych Palestyńczyków ze Strefy Gazy do szpitali w Izraelu”.
Mąż Lifshitz nadal jest w rękach palestyńskich terrorystów, podobnie jak około 220 innych uprowadzonych.
Zobacz też: