Szef Twittera Jack Dorsey zapowiedział, że z jego portalu społecznościowego znikną wszelkie reklamy polityczne. Zakaz ich publikacji będzie dotyczył całego świata.
Twitter to popularny portal społecznościowy którego użytkownicy mogą dzielić się z innymi krótkimi, liczącymi maks. 280 znaków wiadomościami. Twitter jest niezwykle popularny wśród polityków i niemal każdy wykorzystuje go do komunikacji z wyborcami.
Dorsey zapowiedział, że od listopada z portalu znikną jednak płatne reklamy polityczne. Według przedstawicieli Twittera nowy zakaz będzie działał na całym świecie i będzie bardzo szeroki. Po rozpoczęciu jego obowiązywania znikną więc nie tylko płatne reklamy poszczególnych polityków ale także te bardziej ogólne, dotyczące np. kontrowersyjnych ustaw czy kwestii politycznych. Dopuszczalne będą za to reklamy profrekwencyjne, namawiające do udziału w wyborach bez wskazywania konkretnego kandydata. Nowy regulamin i lista wyjątków będą ogłoszone w przyszłym miesiącu.
Dorsey twierdzi, że decyzja o tym zakazie zapadła gdyż ich zdaniem płatne reklamy szkodzą demokracji gdyż promują tych kandydatów, którzy mają więcej pieniędzy na kampanię. Politycy nadal będą mogli się promować na swoich prywatnych kontach, ale zasięg tej promocji będzie uzależniony od popularności danego polityka i tego ile osób go obserwuje. „Polityczna wiadomość zyskuje zasięg kiedy ludzie decydują się śledzić konto i podawać dalej wpisy” – powiedział – „Płacenie za zasięg zabiera tą decyzję, zmuszając do tworzenia wysoce optymizowanych i celowanych w ludzi politycznych wiadomości. Wierzymy, że na decyzję nie powinny mieć wpływu pieniądze”.
„Ta decyzja została podjęta ze względu na wartości a nie na pieniądze” -stwierdził także Dorsey. Prawda jest jednak taka, że decyzja ta nie będzie ich wiele kosztować. W 2018 roku Twitter ostro promował wykupywanie u nich politycznych reklam, jednak jak ujawnił szef finansów firmy Ned Segal zarobili na nich zaledwie niecałe 3 miliony dolarów. Biorąc pod uwagę, że całkowite dochody Twittera za ten rok wyniosły ponad 1,200 miliarda dolarów, jest to całkowicie pomijalna suma.
Sprawa może jednak mieć drugie dno. Amerykańska lewica od jakiegoś czasu ostro lobbuje media społecznościowe chcąc wprowadzenie cenzury reklam politycznych. Twierdzą, że chodzi im o walkę z fake newsami i zagraniczną – zwłaszcza rosyjską – ingerencją w wybory. Prawica nie jest zwolennikiem takiego rozwiązania gdyż twierdzą, że biorąc pod uwagę liczne dowody na lewicowe skrzywienie większości mediów społecznościowych nowe przepisy będą dotykać ich znacznie bardziej niż lewicową konkurencję i mogą nawet posłużyć jako pretekst do cenzury prawicowych kandydatów. Decydując się na całkowitą rezygnację z reklam Twitter mógł się wyłączyć z tej dyskusji.
Co ciekawe szef Facebooka Mark Zuckerberg, na którego spada większość tego lobbingu, nie jest zwolennikiem cenzury reklam. Już po ogłoszeniu Dorseya stwierdził, że wprowadzania nowych przepisów dotyczących mowy politycznej należy dokonywać ostrożnie. „Nie uważam, żeby w demokracji było właściwe aby prywatne firmy cenzorowały polityków czy wiadomości’ – powiedział.
Diametralnie odmienna postawa Facebooka zapewne spowodowana jest tym, że zarabiają na politycznych reklamach znacznie więcej od Twittera. Według prognoz w przyszłym roku dochód z reklam polityków będzie wprawdzie wynosił zaledwie 0,5%, ale Facebook jest znacznie większą firmą niż Twitter i te pół procenta to proporcjonalnie większa kwota. FactSet przewiduje, że w przyszłym roku Facebook zarobi aż 84 miliardy dolarów, 0,5% z czego da 420 milionów – a to już są pieniądze nie do pogardzenia.