W USA rozpoczął się niecodzienny proces. Wyrzucony z uczelni muzułmanin próbował namówić ISIS do zamachu na odpowiedzialnych za to dziekanów.
23-letni Salman Rashid, pochodzący z Bangladeszu mieszkaniec Florydy, był studentem w koledżu Miami Dade. W trakcie studiów zakochał się w koleżance z grupy. Ta jednak nie była nim zainteresowana. Zaczął więc wysyłać jej SMSy, które szybko zaczęły przypominać groźby. „Pali mi oczy i serce i rozdziera mnie na strzępy wyobrażanie sobie ciebie w ramionach innego mężczyzny” – napisał w jednym z nich – „Ale jestem bezsilny aby powstrzymać to, co stało się bez mojej wiedzy. Odkąd stwórca wszechświata zdecydował o naszym przeznaczeniu i wybrał dla nas osobne ścieżki, zrozumiałem siebie i to, co muszę zrobić… W zaświatach spotkamy się znów. Ale tym razem będzie inaczej. Nie będziesz miała wymówek, nie dostaniesz wyboru i będziesz musiała być mi bliską”.
Po otrzymaniu tej wiadomości kobieta zaczęła się bać, że Rashid planuje ją zabić i popełnić samobójstwo. Wkrótce zauważyła też, że Rashid śledzi ją gdy idzie z uczelni do swojego samochodu. Przerażona skontaktowała się z policją i poinformowała o wszystkim władze uczelni, a te zawiesiły go na czas prowadzenia śledztwa grudniu zeszłego roku. Po zawieszeniu Rashid przeniósł się do koledżu Broward. Został z niego wyrzucony po kilku miesiącach gdy wyszło na jaw, że skłamał o powodach dla których zmienił uczelnię i nie poinformował, że w jego sprawie toczy się śledztwo.
W odpowiedzi Rashid skontaktował się z radykalnym muzułmaninem, którego poznał przy pomocy mediów społecznościowych, i poprosił go o skontaktowanie z przedstawicielami ISIS. Ten dał mu kontakt na znajomego członka Państwa Islamskiego. Rashid zaczął wkrótce namawiać go do przeprowadzenia zamachu. Twierdził, że muzułmanie w Miami padli ofiarą ataku i chce, aby ISIS dokonało zemsty w jego imieniu.
Początkowo Rashid twierdził, że atak powinien być przeprowadzony na jakiś kościół albo klub nocny. Wraz z kolejnymi rozmowami był coraz bardziej konkretny i w końcu przyznał, że chce, aby terroryści zabili „aroganckich mężczyzn i kobiety, którzy nie chcą uznać naszej władzy i nienawidzą islamu”. Po spotkaniu twarzą w twarz wyznał, że chodzi mu konkretnie o dziekanów obu uczelni, z których został wyrzucony. Twierdził, że są nie tylko jego wrogami, ale także wrogami islamu i Allaha i powinni zapłacić za to życiem, najlepiej w zamachu bombowym.
Na szczęście dla dziekanów radykalny islamista, który skontaktował go z ISIS, jak i sam członek tej organizacji, byli tak naprawdę agentami FBI. Agencja zainteresowała się nim już przed całą aferą z powodu jego mediów społecznościowych, na których regularnie publikował ekstremistyczne treści, często wymierzone w Żydów, i sugerował dokonanie zamachu terrorystycznego. Nawiązali więc z nim na wszelki wypadek kontakt pod przykryciem.
Niedoszły student został aresztowany w piątek i usłyszał już zarzuty namawiania do aktu przemocy. Grozi mu do 20 lat więzienia.