Rybak spadł z pokładu własnej łodzi do morza. Życie ocalił mu zegarek.
Zdarzenie miało miejsce we wtorek w pobliżu wybrzeża Nowej Zelandii. Mężczyzna, którego tożsamości nie ujawniono, popłynął samotnie na ryby swoją 12-metrową łodzią. W pewnym momencie spadł z jej pokładu i znalazł się w morzu, a niesiona prądami łódź odpłynęła bez niego.
Mężczyzna był zbyt daleko od brzegu, by do niego dopłynąć. Mógł tylko unosić się na wodzie i czekać na ratunek, ale nie miał przy sobie telefonu ani radia, by go wezwać. Powiedział później mediom, że w pewnym momencie zainteresował się nim rekin, ale zwierzę na szczęście nie zaatakowało.
W końcu rybak zobaczył na horyzoncie inne łodzie rybackie, ale były zbyt daleko, by zobaczyć jego. Na szczęście miał na ręce zegarek. Wykorzystując jego szkiełko, zaczął puszczać w ich stronę sygnały świetlne. Te zostały zauważone w ostatniej chwili, bo po spędzonej w wodzie nocy nie miał już prawie siły by pływać dalej.
Zaciekawieni rybacy podpłynęli, by zbadać źródło tych sygnałów. Podjęli wycieńczonego i przemarzniętego mężczyznę z wody i odstawili go do szpitala. Policja powiedziała mediom, że to cud, że przeżył, i może to zawdzięczać jedynie szybkiemu działaniu innych rybaków. Mężczyzna przekazał im ze szpitalnego łóżka podziękowanie za ocalenie życia. Jego łodzi na razie nie odnaleziono.