Wojciech Mann to gwiazda radia i telewizji, która od lat słynie z aktywnego wspierania Platformy Obywatelskiej i ataków na rząd. Tym razem znowu postanowił wbić szpilkę w polskie władze. W tym celu posłużył się typową dla PO manipulacją, która została już dawno zdemaskowana.
Wojciech Mann już lata temu dał się poznać jako dziennikarz aktywnie zaangażowany w walkę z prawicą i wspierający konkretną opcję polityczną. Do historii przeszła już jego wypowiedź, kiedy na antenie radiowej Trójki, komentując przed laty poparcie dla PiS na Podkarpaciu “żartobliwie” zasugerował, że powinniśmy odciąć ten region od Polski, później nabijał się też z przekopu Mierzei Wiślanej, a w ubiegłym roku sugerował, że prezes Kaczyński powinien przebrać się za Zosię w miniówce. Teraz radiowiec, który swój dorobek rozmienił na drobne znowu postanowił uderzyć w PiS. Tym razem chciał zabłysnąć jako dziennikarz gospodarczy. Niestety fakty go przerosły.
– Okazało się że ta rządząca Polską ferajna znowu się popisała. Po szumnie relacjonowanych podróżach po Europie i sztorcowaniu wszystkich za niewystarczający bojkot Rosji, okazało się że sami cichaczem kupowali tamtejszą ropę spokojnie finansując bandytów i morderców. Teraz, kiedy im Putin zakręcił kurek, udają, że to ich decyzja. Wstyd mi, że takie indywidua udają rząd wszystkich Polaków i jednocześnie wstyd mi za tych skołowanych i naiwnych, którzy na nich głosowali. PiS z nimi tańcował – próbował kpić na Facebooku Mann.
Zabawne? Szkoda tylko, że niewiele mające wspólnego z rzeczywistością. Ropa faktycznie przestała płynąć przez rurociąg “Przyjaźń”, a PiS faktycznie przyjmował “rosyjską ropę”. Tyle tylko, że nie robił tego aby finansować Putina, ale zupełnie na odwrót. Na skutek podpisanych za czasów PO-PSL umów z Rosjanami i nie rozwijanie alternatywnych dostaw, zerwanie przez rząd kontraktu oznaczałoby konieczność płacenia gigantycznych odszkodowań tym państwom i firmom, do których przez polskie terytorium płynęła rosyjska ropa.
Mówił o tym prezes Orlenu, tłumacząc, dlaczego nie zerwano wcześniej całkowicie umów na import surowca:
– Państwo wyobrażacie sobie, co to znaczy zerwać umowę i płacić kary? Pieniądze z tych kar i tak trafiłyby do reżimu Putina – tłumaczył Obajtek.
– Jeżeli Europa nie wprowadzi sankcji na rurociągi, my nie mamy podstaw do wypowiadania umów, bo narazimy koncern na potężne straty. Nie możemy płacić podwójnie. Staraliśmy się działać w granicach prawa – wskazywał Obajtek i przypominał, że to właśnie polski rząd od początku naciskał na UE w sprawie restrykcji i sankcji dot. importu ropy.
Te zabiegi polskich polityków opisywały szeroko media nie tylko w Polsce, powołując się m. in. na doniesienia Bloomberga, wg których nasz rząd chciał całkowicie zerwać kontrakt na tranzyt rosyjskiej ropy naftowej przez terytorium naszego kraju za pośrednictwem rurociągu „Przyjaźń”. Aby jednak unieważnić umowy z Rosją, polski rząd wymagał działań ze strony Unii Europejskiej i Niemiec, do których trafia rosyjska ropa.
Bloomberg przypominał, że to właśnie polskie władze zgłosiły się do Brukseli z żądaniem wprowadzenia dodatkowych sankcji na Rosję, które objęłyby właśnie ropociąg „Przyjaźń”. Polsce zależało na dwukierunkowych działaniu Unii Europejskiej. Po pierwsze nowe regulacje miałyby objąć odcinek północny, który przebiega przez terytorium Polski. Miałoby być to podstawą do zerwania kontraktu z Rosją. Drugie działanie miałoby na celu zablokowanie transportu rosyjskiej ropy do Czech, Słowacji i na Węgry. Aby było to możliwe, konieczne było objęcie sankcjami także południowego odcinka „Przyjaźni”, ale na to nie było w EU chętnych. Jednocześnie, poprzez niemiecką (czyli de facto unijną) presję na Polsce chciano doprowadzić do sytuacji, w której Orlen – zrywający umowę z Rosją jednostronnie – musiałby jednocześnie płacić kary tym państwom, które nie otrzymywałyby ropy z Rosji płynącej przez nasze terytorium.
Niemcy i proniemieckie lobby w Polsce próbowały przedstawiać tę sprawę nie pokazując, jak złożony był to problem. Ostatecznie stało się tak, że dostawy rurociągiem “Przyjaźń” do Polski zostały wstrzymane przez stronę rosyjską. Orlen był w pełni przygotowana na taką sytuację, bo dostawy do polskich rafinerii mogą odbywać się w całości drogą morską.
– Wstrzymanie dostaw nie będzie mieć zatem wpływu na zaopatrzenie polskich odbiorców w produkty spółki, w tym benzynę i olej napędowy – oświadczyli przedstawiciele firmy.
Jak przypomniała spółka, od początku lutego 2023 r., po wygaśnięciu kontraktu z firmą Rosnieft, dostawy rosyjskiej ropy pokrywały tylko ok. 10 proc. zapotrzebowania Orlenu na ten surowiec. Były to wyłącznie dostawy rurociągowe, na które nie zostały wprowadzone międzynarodowe sankcje.