Rząd Turcji zabronił Twitterowi publikowania reklam. Poszło o to, że nie chcą się zastosować do tureckiego prawa.
W połowie zeszłego roku w Turcji weszła w życie ustawa o mediach społecznościowych. Zgodnie z nią każdy zachodni portal chcący działać w Turcji musi mieć w tym kraju swojego przedstawiciela. Jego zadaniem jest pośredniczenie w kontaktach z rządem oraz rozpatrywać skargi ich uczestników. Jego zadaniem jest również usuwanie treści, które np. promują terroryzm, są pomówieniem, fake newsem etc.
Wprowadzenie w życie tej ustawy wywołało sprzeciwy ze strony organizacji broniących praw człowieka. Zwracali uwagę, że daje ona rządowi Turcji prawo do usuwania niewygodnych dla siebie treści. Nie podobał im się również fakt, że w świetle tego prawa dane użytkowników mają być przechowywane w Turcji, co ich zdaniem może być wykorzystane do prześladowania dysydentów.
Media społecznościowe po serii niezbyt dotkliwych – w porównaniu z ich zyskami– kar finansowych szybko zaczęły stosować się do nowego prawa. Swoich przedstawicieli w Turcji ma już Youtube, TikTok, Daily Motion czy rosyjskie vKontakte. Ostatnio do tego grona dołączył LinkedIn i Facebok.
Twitter jak na razie się nie dostosował i spotkały go za to surowe konsekwencje. Od wtorku nie mogą publikować w Turcji reklam na samym Twitterze oraz w serwisie streamingowym Periscope. Podobny zakaz nałożono też na popularny serwis do publikacji zdjęć Pinterest. Oznacza to dla nich ogromne straty finansowe. A to dopiero początek – jeśli nie dostosują się do obowiązującego w Turcji prawa, to rząd w kwietniu obetnie przepustowość ich łączy o 50% a w maju aż o 90%, przez co de facto ich dalsza działalność w tym kraju nie będzie możliwa.