Władze Paryża zakażą elektrycznych hulajnóg

Już niedługo z ulic Paryża znikną elektryczne hulajnogi. Mieszkańcy stolicy Francji zdecydowali o tym w referendum.

Dzisiaj elektryczne hulajnogi do wynajęcia są już zwyczajnym widokiem na ulicach wielu europejskich miast. Paryż był jednak jednym z pierwszych, w których je wprowadzono. Miały w założeniu zmniejszyć korki i dać turystom alternatywę dla komunikacji zbiorowej.

Sami mieszkańcy coraz bardziej jednak na nie narzekali. Najbardziej nie podobało im się to, że wiele osób jeździ nimi w niebezpieczny sposób, lawirując z dużą prędkością między pieszymi na chodnikach i nie przestrzegając zasad ruchu drogowego. W Paryżu dochodziło również do wielu wypadków z ich udziałem, w tym śmiertelnych. Na przykład w 2021 r. 31-letnia turystka z włoch została uderzona przez hulajnogę, którą jechały dwie osoby. Na skutek wypadku uderzyła się w głowę o krawężnik, co spowodowało zawał serca i zgon. Paryżanie narzekali także, że użytkownicy porzucali je gdzie bądź, na przykład w parkach lub na środku chodników, mimo grożących za to mandatów.

Socjalistyczna burmistrz Paryża Anne Hidalgo nie ukrawała, że nie jest fanką hulajnóg. Zwracała też uwagę na ich duży koszt – pięć euro za 10 minut jazdy. W styczniu stwierdziła jednak, że sama nie wprowadzi zakazu, a pozwoli zdecydować o tym mieszkańcom w referendum. Trzech głównych operatorów – Lime, Dott i Tier – bało się, że młodzi ludzie, ich główna baza klientów, nie pójdą głosować, więc rozpoczęli intensywną kampanię w mediach społecznościowych. Chcąc przekonać Paryżan do swoich pojazdów, w niedzielę pozwolili też jeździć nimi za darmo.

Ostatecznie jednak nic to nie dało. Większość Paryżan zignorowała to referendum. Z 1,38 miliona osób uprawnionych do głosowania wzięło w nim udział zaledwie ok. 103 tys., ok. 8%. Z tej liczny niemal 90% opowiedziało się jednak za zakazem. Wyniki referendum nie są wiążące, ale Hidalgo obiecała, że będzie je respektować – a nie wspominała nic o minimalnej frekwencji.