Wielka Brytania zamyka kliniki aborcyjne. Ale nie ma się z czego cieszyć

W Wielkiej Brytanii z powodu epidemii koronawirusa zamykane są kliniki aborcyjne. Pod wpływem lobby aborcyjnego „prawicowy” rząd postanowił jednak znacznie zliberalizować przepisy dotyczące aborcji w domu.

Radykalne przepisy dotyczące kwarantanny jakie wprowadził rząd UK mocno utrudniły życie przemysłowi aborcyjnemu. Jak twierdzi pro-aborcyjna organizacja British Pregnancy Advisory Board (BPAS) wiele kobiet boi się do nich przychodzić aby nie zarazić się wirusem. Ten zbiera również swoje żniwo wśród ich personelu – BPAS poinformowała parę dni temu, że już ćwierć z ich klinik musiała się zamknąć gdyż aborcjoniści sami trafiają do szpitali lub na pełną kwarantannę, a liczba zamkniętych z tego powodu klinik ciągle rośnie.

Na tym jednak kończą się dobre wiadomości. Aby nie psuć do końca interesów przemysłowi aborcyjnemu „prawicowy” rząd UK postanowił bowiem ułatwić aborcje chemiczne w domu. Dotychczas w tym celu konieczna była wizyta w szpitalu, gdzie kobieta chcąca zabić swoje dziecko przyjmowała pierwszą z dwóch pigułek, wcześniejsze konsultacje z lekarzem będzie można odbyć telefonicznie lub pocztą elektroniczną.

Departamet Zdrowia zapowiada, że to tymczasowe rozwiązanie. Według rządowych danych co roku w UK przeprowadza się ok. 180 tysięcy aborcji, z czego większość dokonywana jest przy pomocy pigułek. Zmiana dotyczących jej przepisów oznacza, że pomimo szalejącej epidemii liczba aborcji nie spadnie w zauważalny sposób.

Warto odnotować, że taką liberalizację prawa aborcyjnego rząd UK wprowadził już jakiś czas temu. Po krótkim czasie wycofali jednak to zarządzenie tłumacząc, że była to pomyłka. Teraz widać, że jednak nie była.