Dokładnie 80 lat temu, 24 lipca 1939 roku premier Węgier Pal Teleki wysłał do Adolfa Hitlera depeszę. Odmówił w niej jakiejkolwiek pomocy w walce z Polską, motywując to przyjaźnią, jaka łączy nasze narody.
W połowie lat trzydziestych Węgry coraz bardziej zbliżały się w swojej polityce zagranicznej do III Rzeszy. Mianowany przez regenta Miklosa Horthiego w 1932 roku premier Gyula Gombos jeszcze bardziej przyspieszył ten proces, licząc na to, że bliska współpraca gospodarcza z Niemcami pomoże Węgrom wyjść z Wielkiego Kryzysu. Faktycznie tak się stało, ale uzależniło to węgierską gospodarkę od gospodarki III Rzeszy. Węgrzy liczyli również, że sojusz z państwami Osi pomoże im w rewizji traktatu z Trianon, podpisanego po Wielkiej Wojnie i upadku Austro-Węgier. Utworzone na mocy tego traktatu pokojowego z państwami Ententy niepodległe Węgry zajmowały zaledwie 28% terytorium przedwojennego Królestwa Węgier i wielu mieszkańców tego państwa chciało dzięki Hitlerowi odzyskać stracone ziemie.
Sojusz z Hitlerem nie wpłynął jednak na stosunek Węgier do Polski. W lipcu, kiedy wojna polsko-niemiecka wisiała już na horyzoncie, premier Pal Teleki jasno dał to Hitlerowi do zrozumienia. „W akcji zbrojnej przeciwko Polsce ani pośrednio ani bezpośrednio nie jesteśmy skłonni uczestniczyć. Pod pojęciem pośrednio rozumiem każde żądanie przejścia oddziałów niemieckich pieszo czy na pojazdach mechanicznych przez nasz kraj w celu zaatakowania Polski” – napisał w oficjalnej depeszy – „Żądania takie będą odrzucone. Jeżeli Niemcy odpowiedzą na to przemocą, kategorycznie odpowiadam, że na broń odpowiemy bronią. Jeśli ktoś bez pozwolenia wstąpi na terytorium Węgier, będzie traktowany jako wróg”.
Nieco wcześniej, na początku miesiąca, Teleki powiedział Hitlerowi, że węgierscy saperzy zaminowali tory, mosty i tunele i nie zawahają się ich wysadzić jeśli Niemcy spróbują przedrzeć się przez ich terytorium w celu ataku na Polskę. Dodał, że dla Węgier jest to sprawa honoru. Hitler miał zareagować na to furią ale Węgrzy dotrzymali słowa – 9 września odmówili Ribbentropowi zgody na przemarsz wojsk celem zaatakowania południowej Polski.
Większość historyków jest zgodna, że decyzja Węgier była podyktowana nie tylko przyjaźnią polsko-węgierską ale także politycznym pragmatyzmem. Węgry obawiały się, że sojusz z Niemcami sprawi, że staną się niemiecką kolonią i nie chcieli do końca palić mostów łączących ich z państwami Zachodu. Ale Węgrzy szybko dowiedli, że nawet jeśli ich działanie nie było dyktowane wyłącznie wzniosłymi uczuciami, to nie boją się postawić Niemcom w sprawie Polski.
Po wybuchu wojny węgierska ulica wyraźnie sprzyjała Polsce i kibicowała naszym żołnierzom w walce z niemieckim agresorem. Kiedy było jasne, że szanse na zwycięstwo są już coraz mniejsze, rząd Węgier postanowił 18 września wpuścić na swoje terytorium uchodźców – skorzystało z tego ok. 100 tysięcy Polaków, z których wielu było żydowskiego pochodzenia. Ze wspomnień uchodźców wynika, że na miejscu spotkali się nie tylko z świetnymi warunkami i niemal pełną wolnością ale także z niezwykle przyjaznym przyjęciem ze strony mieszkańców i urzędników. Węgrzy angażowali się również w wiele akcji o charakterze konspiracyjnym, jak ratowanie polskich Żydów czy pomoc w tranzycie podziemnym kurierom. Na Węgrzech bardzo długo funkcjonowała również polska ambasada.
Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy premier Teleki pomógł Polsce. Podczas swojej pierwszej kadencji podjął decyzję o wsparciu Polski w wojnie z bolszewikami. Do naszego kraju trafiło wtedy z Węgier ok. 30 tysięcy karabinów, miliony pocisków i duże ilości innego wyposażenia, jak kuchnie czy piece polowe. Rząd Węgier przekazał je Polsce nie chcąc w zamian zapłaty.
Telekiego spotkał jednak smutny koniec. Za wszelką cenę chciał bowiem uniknąć zaangażowania Węgier w wojnę. W 1941 roku nie udało się już jednak tego uniknąć i na początku kwietnia tego roku na skutek niemieckich i włoskich nacisków Węgry wzięły udział w inwazji na Jugosławię. Węgry miały podpisany z tym państwem traktat o przyjaźni i Teleki, nie mogąc poradzić sobie z wyrzutami sumienia, wkrótce popełnił samobójstwo strzałem w głowę. „Wasza wysokość. Złamaliśmy – z tchórzostwa – słowo dane w traktacie o wiecznej przyjaźni. Naród to czuje a my skalaliśmy jego honor” – napisał w adresowanym do regenta liście pożegnalnym – „Stanęliśmy po stronie drani (…) Staniemy się hienami cmentarnymi! Narodem łajdackim”.
Ostatecznie historia zadecydowała jednak, że węgierscy żołnierze będą walczyć w Polsce. W połowie 1944 roku sytuacja na froncie wschodnim była dla Niemiec tragiczna a rosyjska operacja Bagration spychała ich coraz bardziej w stronę Berlina. Wtedy właśnie, na tyłach walczących z Sowietami wojsk, wybuchło Powstanie Warszawskie – a Węgrzy mieli pomóc je tłumić.
Węgrzy nie mieli już tutaj za wiele do gadania. Zmęczony ich postawą Hitler zdecydował się bowiem w marcu 1944 roku na rozpoczęcie operacji Margarethe. Niemieckie wojska zaczęły otwarcie okupować kraj, regent Horthy został zamknięty w areszcie domowym a III Rzesza stworzyła marionetkowy rząd pod przewodnictwem Dome Sztojaya, zostawiając prawdziwą władzę w rękach gubernatora wojskowego Edmunda Veesenmayera.
W pobliże Warszawy trafiły cztery węgierskie dywizje. Węgierscy żołnierze wcale nie palili się jednak do walki z polskim państwem podziemnym więc Niemcy nie zdecydowali się na użycie ich do tłumienia powstania. Ostatecznie zadecydowano, że Węgrzy utworzą kordon, który miał odgrodzić Warszawę od polskich partyzantów stacjonujących w okolicznych kompleksach leśnych.
Ten plan miał jednak jedną, zasadniczą wadę. Węgierscy żołnierze stacjonujący pod Warszawą nie mal od razu zaczęli się fraternizować z Polakami. Historyk Paweł Nowak wspomina, że przy jednej okazji Węgrzy widząc, jak do pewnej zagrody wpadli uzbrojeni po zęby żołnierze SS żądając wydania im polskich jeńców, skierowali w ich strony lufy karabinów. Widząc ten opór Niemcy oddalili się z pustymi rękami, co prawdopodobnie ocaliło jeńcom życie.
Niewiele brakło, a węgierscy żołnierze wzięliby czynny udział w Powstaniu Warszawskim – po stronie Polski. Od początku ich obecności dowódcy polskiego podziemia prowadzili z nimi bowiem negocjacje, których efektem był nieformalny pakt o nieagresji i przekazanie Polakom pewnej ilości broni i ok. czterdziestu żydowskich ochotników. W Zalesiu pod Warszawą negocjacje poszły jednak dalej – reprezentujący AK ppłk. Jan „Szymon” Stępień rozmawiał tam z por. Ronaiem, reprezentantem dowódcy węgierskiego II Korpusu. Wstępnie udało się ustalić, że Węgrzy przejdą na stronę aliantów. Sprawa rozbiła się jednak o to, że Polakom nie udało się załatwić dla Węgrów gwarancji bezpieczeństwa ze strony Sowietów, a stała się niebyła kiedy Niemcy wkrótce zdecydowali się wycofać siły węgierskie spod Warszawy. W ramach pożegnania Węgrzy przekazali wtedy Polakom lekarstwa i opatrunki.