29 grudnia swoją polską premierę miał film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”, opowieść o pierwszym „nowoczesnym” ludobójstwie dokonanym w imię haseł wolności, równości i braterstwa. Przez niemal dwa stulecia opór Wandei był przemilczany przez główny nurt historiografii francuskiej.
Wybitny historyk posłużył się kostiumem dziejów Francji do krytyki rewolucyjnych przemian, których fundamentem był brutalny przymus reżimu. Pisząc te słowa w świeżej pamięci Jasienica miał wydarzenia roku 1968, gdy reżim komunistyczny w Polsce stłumił zryw studentów i inteligencji przeciwko cenzurze i ograniczaniu wolności twórczej. Sam został brutalnie zaatakowany przez Gomułkę oraz aparat propagandy PRL. „W skierowanym przeciwko młodej Republice wystąpieniu widział Jasienica przede wszystkim egzemplifikację oporu wobec prób przekształcenia życia według ideologicznych wzorów narzuconych przez rewolucyjne władze – wzorów gwałcących miejscowe przyzwyczajenia i tradycje” – zauważa Artur Mękarski, autor analizy „Ideologiczno-metodologiczne meandry ‘Rozważań o wojnie domowej’” Pawła Jasienicy. Uwagi o dziele i jego recepcji”.
Dla zdecydowanej większości badaczy dziejów Francji powstanie wandejskie były co najwyżej wstydliwym epizodem, plamą na „białej legendzie” rewolucji francuskiej. Nieco częściej pamiętali o niej wybitni powieściopisarze. „Wandea jest raną, która niesie chwałę” – napisał Victor Hugo, który wielokrotnie potrafił zdobyć się na krytykę wobec swojej ojczyzny. Jego słowa są mottem filmu „Wandea. Zwycięstwo lub śmierć”.
Rok 1793 w pamięci historycznej Francuzów zapisał się jako „straszny rok”. 21 stycznia z wyroku trybunału rewolucyjnego stracono zdetronizowanego króla Ludwika XVI. Szokująca wieść o zamordowaniu monarchy błyskawicznie obiegła Europę. Tym czynem rewolucyjna Francja skazała się na konflikt ze wszystkimi sąsiadami, ale także ogromną częścią narodu francuskiego przywiązanego do tradycji monarchicznej. Kolejnym wstrząsem dla młodej republiki były klęski militarne. W marcu, po bitwie pod Neerwinden, wojska republikańskie zostały wyparte z Belgii. Austriacy opanowali strategicznie położony obszar i wydawało się, że pomaszerują na Paryż, aby przywrócić monarchię.
Fatalna sytuacja panowała wewnątrz kraju. W Paryżu i innych miastach wybuchały rozruchy głodowe brutalnie tłumione przez nowe władze. Najgroźniejsze dla republiki miały okazać się działania jej przywódców. Ratunkiem dla nowego reżimu miał być pobór 300 tysięcy rekrutów, którzy mieli odeprzeć inwazję europejskich monarchii. Chłopi mieli zostać zmuszeni do porzucenia swoich gospodarstw tuż przed porą zasiewów. Powstanie będące reakcją na decyzję władz w Paryżu wybuchło w położonej w zachodniej Francji Wandei, której mieszkańcy spoglądali dotąd na rewolucję z nadzieją lub umiarkowanym dystansem. Ich zapatrywania zmienił nie tylko pobór, ale również zamordowanie Ludwika XVI oraz zastępowanie przez władze lokalnych duchownych, którzy nie chcieli złożyć przysięgi na tak zwaną konstytucję cywilną kleru, której zapisy faktycznie podporządkowywały Kościół państwu.
Wściekłość Wandejczyków zwróciła się przeciwko urzędnikom reżimu rewolucyjnego, a nawet duchownym, którzy stanęli po jego stronie. Początkowo na czele buntu stanęli chłopi posiadający jakiekolwiek doświadczenie wojskowe i duchowni odrzucający podległość nowemu reżimowi. Niewielkie grupy powstańców szybko łączyły się w większe oddziały tworzące Armię Królewską, nazywaną również Armię Katolicką. Na jej czele stanął wspomniany przez Pawła Jasienicę Cathelineau. Powstańców wyróżniały naszyte na ubrania haftowane symbole Najświętszego Serca Jezusowego oraz sztandary z hasłem „Bóg i król”.
Do powstańców dołączyli wywodzący się z miejscowej średniej i drobnej szlachty oficerowie doświadczeni w wojnach toczonych przez przedrewolucyjną Francję. Jednym z pierwszych był François-Athanase de Charette de la Contrie, były oficer floty. Twórcy filmu „Wandea. Zwycięstwo lub śmierć” uczynili go głównym bohaterem swojej opowieści. Charette był człowiekiem z zasadami, pełnym polotu, z głęboko zakorzenioną odwagą. To zaszczyt wcielać się w takie postacie. Dla mnie reprezentuje on również ducha walki, determinację, pasję. Jego motto mówi samo za siebie: „przegrani, ale nie pokonani”. Był człowiekiem, dla którego dane słowo coś znaczyło; chciał szanować i honorować dane obietnice. Jego przeznaczenie było zaskakujące” – mówi odtwórca tej roli Hugo Becker. W wypowiedzi przekazanej przez polskiego dystrybutora filmu zwraca uwagę na słowa wypowiedziane przez de Charette’a: „Wojna uczy nas stawać się tym, kim nie jesteśmy”.
Rzeczywiście wojna, która wybuchła w Wandei i sąsiadujących z nią regionach Francji od pierwszych dni czyniła z jej uczestników zbrodniarzy dopuszczających się niewyobrażalnych okrucieństw. „Poligonem doświadczalnym” masowych mordów stało się miasteczko Machecoul. Najpierw powstańcy w serii egzekucji wymordowali kilkudziesięciu zwolenników republiki, a gdy miejscowość odzyskały wojska republikańskie ukamieniowano i wymordowano pojmanych żołnierzy Armii Królewskiej i popierających ich mieszkańców miasteczka. 16 listopada 1793 r. doszło do pierwszej egzekucji poprzez utopienie. U ujścia Loary wojska republiki zatopiły bryg „Sława”, pod pokład, którego wepchnięto kilkudziesięciu księży, którzy nie złożyli przysięgi na konstytucję cywilną kleru. „Cóż za rewolucyjny potok z tej Loary!” – pisali w cynicznym raporcie wysłanym do Paryża wykonawcy tej egzekucji. Od tej pory topienie stało się jedną z najczęściej stosowanych form eksterminacji powstańców. Terror obejmował nie tylko przeciwników walczących z republiką, ale także tych, którzy okazywali rewolucji niewystarczającą cześć. W grudniu republikanie zamordowali 70 mieszkańców pobliskiego Nantes, którzy nie przyłączyli się do organizowanych przez władze obchodów zwycięskiej bitwy z Austriakami.
W czerwcu 1793 r. władze w republice przejęli radykalni jakobini. Dotychczasowe instytucje stały się fasadą dla terroru prowadzonego przez Trybunały Rewolucyjne pod nadzorem Komitetu Ocalenia Publicznego. Pierwszymi ofiarami byli umiarkowani, dotychczas rządzący republiką żyrondyści. Jednak już latem 1793 r. ostrze terroru zostało wymierzone w Wandeę. Jeden z członków Komitetu Ocalenia Publicznego, przed rewolucją dziennikarz żyjący między innymi z pisania panegiryków na cześć monarchii, Bertrand Barere de Vieuzac nawoływał: „Zniszczcie Wandeę, a ocalicie ojczyznę!”. Rozkazy jakobinów były znacznie bardziej precyzyjne: „Minister wojny wyśle do Wandei wszelkiego rodzaju materiały palne, a to w celu zniszczenia drzew i zarośli. Lasy zostaną wycięte, schroniska buntowników zburzone, zbiory skoszone i wywiezione na zaplecze działającej armii, bydło domowe ulegnie konfiskacie. Majętności buntowników przejdą na własność Republiki. Kobiety, dzieci i starcy zostaną przeniesieni w głąb kraju, gdzie przez szacunek dla zasad ludzkości będzie się dbać o ich utrzymanie i bezpieczeństwo”.
W działaniach jakobińskich trybunałów Paweł Jasienica widział archetyp dwudziestowiecznych zbrodni dokonywanych przez reżimy pozbawione hamulców w postaci tradycyjnych wartości lub kontroli społecznej. „Nic niestety nie zabezpiecza ogółu przed działaczami politycznymi odrzucającymi zasadę podziału władz i nieustannej kontroli społecznej nad nimi. Tymczasem zaś znacznie starsze od Monteskiusza doświadczenie historii pozwala stwierdzić, że skoncentrowana i pozbawiona hamulca wszechwładza działa równie błogo i skutecznie, jak wypuszczone na swobodę zarazki tężca” – pisał w rozważaniach o wojnie domowej. Ostrzegał również przed katastrofalnymi skutkami przekonania o możliwości stworzenia idealnego świata, opartego na utopijnych zasadach i budowanego przy pomocy „historycznej konieczności”. „Porządku idealnego nigdy nie było, nie ma i nie będzie. Jedynym dorobkiem narodów jest to tylko, co wytworzyła ich własna, indywidualna i zbiorowa przeszłość” – podkreślał. Antytotalitarna wymowa tych słów musiała być jasna dla każdego cenzora w PRL. Nieprzypadkowo więc ostatnie dzieło Jasienicy trafiło do rąk czytelników dopiero w 1980 r., dzięki powstaniu drugiego obiegu wydawniczego.
Przeciwko Armii Królewskiej wyruszył korpus generał François Josepha Westermanna, podzielony na dwanaście oddziałów. Do historii przeszły one jako „kolumny piekielne”. Pomiędzy końcem października i grudniem 1793 r. Westermann rozbił oddziały monarchistów i obwieścił tryumf rewolucji. „Nie ma już Wandei, obywatele republikanie! Wraz ze swymi kobietami i dziećmi zginęła pod naszą wolną szablą. Grzebię ją w bagnach i lasach Savenay. Zgodnie z rozkazami, któreście mi dali, miażdżyłem dzieci kopytami koni, masakrowałem kobiety, które – przynajmniej te właśnie – nie będą już rodzić bandytów. Nie mam na sumieniu wzięcia chociażby jednego jeńca” – meldował z dumą. W rzeczywistości opór przeciwko rządom terroru trwał dzięki oddziałom partyzanckim aż do pierwszych miesięcy rządów Napoleona, gdy Francja ostatecznie wyszła z okresu rewolucji. Liczba ofiar terroru szacowana jest na około 300 tysięcy zamordowanych.
Zanim Armia Królewska została ostatecznie rozbita a jej dowódcy skazani na śmierć, większość architektów i wykonawców ludobójstwa w Wandei trafiła na szafot. Wśród tych, których „pożarła rewolucja” był między innymi Westermann. Wyjątkiem był jeden z jego najbliższych oficerów Louis Marie Turreau. Odpowiedzialny za śmierć kilkudziesięciu tysięcy Wandejczyków służył u boku Napoleona, a pod koniec życia stał się monarchistą wiernym Ludwikowi XVIII. Do dziś jego nazwisko widnieje na Łuku Tryumfalnym w Paryżu.
Kolejne pokolenia spadkobierców idei rewolucji francuskiej wierzyły, że metody zastosowane przeciwko powstańcom z Wandei są „historyczną koniecznością”. „Musimy eksterminować Kozaków. To nasza Wandea” – mówił tuż po przewrocie listopadowym przywódca bolszewików Włodzimierz Lenin. Paradoksalnie pamięć o Wandei zaczęła odżywać w XX wieku, gdy zbrodnie z lat 1793-1800 uznano za pierwowzór bestialstw popełnianych przez nowoczesne totalitaryzmy. Jak podsumowywał Paweł Jasienica nieprzypadkowo „w XX stuleciu przyszło z musu do stworzenia pojęcia zbrodni przeciw ludzkości”. O obrońcach wiary przypomniał także Kościół. W 1984 r. papież Jan Paweł II beatyfikował 99 męczenników wandejskich z Angers zamordowanych z powodu nienawiści do katolicyzmu.
W 1988 r. niemal dokładnie w dwusetną rocznicę wybuchu rewolucji francuskiej na ekrany kin trafił film „Szuani!”, epicki romans, którego akcja toczy się na tle powstania w Bretanii. Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” jest pierwszą produkcją fabularną prezentującą losy Armii Królewskiej i jej dowódców. „Odkrywa niesłusznie pokrytą kurzem kartę historii. Jest hołdem dla dzielnego ludu wandejskiego, który dla obrony wolności i wiary poświęcił życie” – podkreślają dystrybutorzy filmu.