Tak właśnie wygląda demokracja po rosyjsku. Jak informują tamtejsze media na czele z proputinowskim “Kommiersantem”, Kreml rozważa odwołanie zaplanowanych na wrzesień wyborów gubernatorów. Chodzi o oszczędności.
“Kommiersant”, powołując się na swoje źródła w administracji, donosi, że kilku gubernatorów zostało “poproszonych”, o to, by nie organizować mających odbyć się we wrześniu wyborów regionalnych. Ma to być podyktowane ograniczeniem zbędnych kosztów w obliczu wywołanego przez zachodnie sankcje kryzysu.
Oficjalnie rosyjska Centralna Komisja Wyborcza zaprzecza, żeby w ogóle dyskutowano na ten temat, a kremlowscy urzędnicy przekonują, że sytuacja finansowa jest stabilna. Część informatorów gazety uważa jednak, że decyzja w sprawie wyborów de facto już zapadła. Niektórzy kandydaci mogą mieć zwyczajnie problemy ze zdobyciem sponsorów kampanii wyborczych, co oznacza, że “wyniki mogłyby nie być zgodne z oczekiwaniami”. Tym bardziej, że ciężko prowadzić kampanię wyborczą, kiedy na sklepowych półkach brakuje cukru. A za to w Rosji odpowiada nie “car” (Putin), a jego bojarzy (gubernatorzy). A to już kolejny problem.
Choć oczywiście wybory mogą zostać “sfałszowane”, to przy wciąż spadających notowaniach przedstawicieli opozycji, zbyt jaskrawe “podciągnięcie wyników odpowiednich kandydatów” może wywołać niezadowolenie społeczeństwa, a z kolei “minimalna wygrana” może być odebrana, jako słabnięcie Putina i jego popleczników. Tak źle i tak niedobrze.