Niemiecka skrajnie prawicowa partia AfD zbudowała własną grupę w Parlamencie Europejskim. Wcześniej nie wpuszczono ich do grupy Orbana i Le Pen.
AfD została wyrzucona z poprzedniej grupy tuż przed wyborami. Stała za tym Marine Le Pen, która uznała tę partię za zbyt radykalną. Czarę goryczy przelały słowa jej głównego kandydata, Maximiliana Kraha, który stwierdził, że nie wszyscy SS-mani byli kryminalistami.
AfD groziło, że zostanie bez grupy, co negatywnie wpłynęłoby na ich finanse. Dołączenie do Patriotów dla Europy, nowej grupy stworzonej przez Viktora Orbana, okazało się niemożliwe po tym, gdy dołączyła do niej partia Le Pen. Grupa szybko wydała oświadczenie, że nie chcą mieć z nimi nic wspólnego.
W końcu AfD zdecydowała się stworzyć własną grupę. W jej skład weszło wszystkich 14 europosłów tej partii. Dołączyło do niej trzech posłów Konfederacji – Stanisław Tyszka, Marcin Sypniewski i Ewa Zajączkowska-Hernik. Anna Bryłka zadeklarowała, że nie dołączy do tej grupy z powodu poparcia AfD dla budowy Nord Stream i „wypowiedzi niektórych członków ugrupowania, które są wprost sprzeczne z polskim interesem narodowym”. Grzegorz Braun nie dostał od Niemców zaproszenia.
Oprócz Konfederacji w skład nowej grupy wejdą także europosłowie z bułgarskiego Odrodzenia, czeskiej SPD, litewskiej TTS, słowackiej Republiki, jeden węgierski poseł niezrzeszony oraz ostatni poseł francuskiej Rekonkwisty. Do grupy dołączyć miała też hiszpańska SALF, ale w ostatniej chwili z tego zrezygnowała. Zaproszenia nie dostała za to rumuńska SOS Romania, którą uznano za antysemitów, a także Milan Mazurek ze słowackiej Republiki, który niedawno wygłosił kontrowersyjne opinie o Holokauście. Łącznie nowa frakcja liczy 25 europosłów – o dwóch więcej niż minimum.