Biorę do ręki telefon i rozumiem, że nie mam do kogo zadzwonić. Że nikt już nie powie: „tato”, „dziadku” – mówi Wołodymyr, którego dom w obwodzie żytomierskim Rosjanie zbombardowali w marcu.
Reportaż opublikowała niezależna rosyjska telewizja Nastojaszczeje Wriemia.
"Берешь телефон и понимаешь, что некому позвонить. И понимаешь, что никто не скажет уже ни "папа", ни "деда".
Вся семья Владимира погибла от российского авиаудара: жена, двое детей и двое годовалых внуков. От дома остался лишь фундамент и груда кирпичей https://t.co/YyvwKIMq2i pic.twitter.com/mR3RA0WrmO
— Настоящее Время (@CurrentTimeTv) October 10, 2022
„Córka najwyraźniej była w łazience, znaleźli ją tutaj. Syna znaleźli gdzieś w tamtej części. Chyba razem z żoną był w kuchni. A wnuków znaleźli jakieś 60-70 metrów stąd, w ogrodzie sąsiadów” – opowiada mężczyzna, stojąc na gruzach swojego domu we wsi Juriwka w obwodzie żytomierskim. Dwa pociski spadły na dom 8 marca. Wołodymyr był w tym czasie w pracy w Kijowie; z rodziną rozmawiał przez telefon godzinę przed bombardowaniem.
Na miejsce tragedii od razu udali się rodzice mężczyzny. „Słyszę (przez telefon), jak mama krzyczy. Ojciec mówi: nie ma domu, nikt nie przeżył” – wspomina i płacze.
„Dwie bomby zniszczyły wszystko. Ich fizycznie, mnie moralnie. Zabiły wszystko w duszy” – mówi Wołodymyr.
Od rosyjskich pocisków zginęli jego żona Natalia, 14-letni syn Wołodymyr, 19-letnia córka Iwanka i dwoje rocznych wnuków – Nikol i Denys.