Pasażerowie samolotu linii Royal Air Phillippiness dolecieli do Szanghaju z niespodziewanymi przygodami. Wszystko przez jedną osobę, która podczas lotu chciała naładować swojego iPada i podłączyła go do powerbanka. Wówczas urządzenie uległo eksplozji, a pokład wypełnił gęsty dym.
Maszyna lecąca z Boracay do Szanghaju musiała lądować awaryjnie na międzynarodowym lotnisku w Hongkongu. Decyzja o przerwaniu rejsu miała zwiążek z eksplozją, do jakiej doszło na pokładzie. Jeden z pasażerów, chcąc naładować swojego iPada, podłączył go do powerbanka, który wybuchł. Reszta uczestników lotu wpadła w panikę. Niektórzy uciekali na tył maszyny, by uniknąć wdychania dymu, który rozprzestrzeniał się z przedniej części samolotu.
Samolot wylądował awaryjnie w Hongkongu, gdzie czekały odpowiednie służby. W zdarzeniu nikt nie ucierpiał i po około godzinnej przerwie lot został wznowiony. Z trzygodzinnym opóźnieniem pasażerowie szczęśliwie dolecieli do Szanghaju.
Warto pamiętać, że podczas lotu powerbanki muszą znajdować się w bagażu podręcznym. Jednak ich używanie w trakcie rejsu, na podstawie zaleceń Europejskiej Agencji Bezpieczeństwa Lotniczego, jest zabronione.