Portal Korea Herald poinformował, że druga umowa na zakup przez Polskę broni w Korei Południowej jest zagrożona. Wszystkiemu jest winna polityka.
W 2020 roku Polska zdecydowała się na zakup ogromnej ilości broni – m.in. haubic K9, czołgów K2 czy samolotów FA-50 – w Korei Południowej. Zdaniem wielu ekspertów był to bardzo sensowny wybór. Koreańskie uzbrojenie cieszy się bowiem dobrą opinią, a przy tym ma konkurencyjną cenę. Co więcej, sporo zamówionego sprzętu miało być wyprodukowane w Polsce, co dałoby naszemu przemysłowi zbrojeniowemu nie tylko zamówienia, ale także know how. Najważniejsze było jednak to, że Koreańczycy, w przeciwieństwie do np. Niemiec, mogli dostarczyć zamówioną broń szybko – co w warunkach wojny tuż za naszą granicą było bardzo ważne.
Pierwszą umowę, o wartości 17 bilionów wonów (ok. 51 miliardów złotych) podpisano w połowie zeszłego roku. Rząd od razu zaczął negocjować kolejną, o wartości 30 bilionów wonów. Pojawił się jednak problem po stronie koreańskiej. Obie umowy miały być finansowane z kredytów przyznanych przez stronę koreańską. Takie finansowanie zakupów uzbrojenia nie jest niczym niezwykłym. Tyle tylko, że skala tej umowy sprawiła, że po pożyczeniu nam pieniędzy na pierwszą umowę państwowy Koreański Bank Importu-Eksportu (Eximbank) osiągnął górny limit przyznawania pożyczek i nie może przyznać kolejnej na realizację drugiej umowy.
Według Korea Herald bank ten może pożyczyć do 40% kapitału własnego. Ten wynosił w czerwcu 18,4 biliona wonów, z czego Polsce pożyczono 6 bilionów. Tym samym na kolejną pożyczkę zostało im zaledwie 1,35 biliona, a Polska chce pożyczyć aż 20. W odpowiedzi na ten problem koreańscy politycy, zarówno z rządu jak i opozycji, zaproponowali dwukrotne podwyższenie limitu pożyczek. To rozwiązałoby ten problem. Niestety Korea Herald informuje, że z powodów politycznych ta nowelizacja utknęła w odpowiednich komisjach stałych parlamentu, i nikt nad nią poważnie nie dyskutuje.
Czasu na jej przyjęcie nie zostało dużo. Obecna kadencja parlamentu kończy się w kwietniu. Jeśli do tego czasu nowelizacja nie zostanie przyjęta, to trafi do kosza i proces jej przyjmowania trzeba będzie zacząć od początku. Jeżeli zostanie zaczęty, bo nie ma na to żadnych gwarancji. Przedstawiciel koreańskiego przemysłu zbrojeniowego powiedział anonimowo portalowi, że nie spodziewa się, by posłowie zdążyli ją przyjąć. Zauważył, że przy wyborach zaplanowanych na kwiecień, aktywność parlamentu w marcu będzie dotyczyła głównie ich, co zostawi posłom w praktyce jedynie luty na jej przyjęcie.
Portal donosi, że aby ratować tę umowę, rząd w Seulu rozważa sfinansowanie jej przy pomocy kredytu konsorcjalnego przyznanego przez sektor prywatny. KH donosi, że już w listopadzie Ministerstwo Obrony spytało pięć największych koreańskich banków komercyjnych o przyznanie Polsce pożyczki w wysokości 3,5 biliona wonów. Źródła portalu twierdzą jednak, że jest wątpliwe, żeby Polska się na to zgodziła, bowiem taka pożyczka miałaby wyższe oprocentowanie. Na razie nie wiadomo, co dalej z tymi rozmowami, i czy w ogóle temat jeszcze istnieje.
Problem może pogorszyć także podejście strony polskiej. Tusk już w grudniu zapowiedział ponowną ocenę umów z Koreą. „Sprzęt koreański miał wielką zaletę, bo był dostępny zaraz, ale też miał… nie same zalety. Nie chcę tu rozstrzygać, bo nie jestem specjalistą, ale mam prawo tak powiedzieć. Naszym zadaniem jest rozjaśnić wszystkie wątpliwości, jesteśmy to winni opinii publicznej” – powiedział na konferencji prasowej w grudniu. Jego słowa wywołały spory niepokój w Korei Południowej.
Rządowi w Seulu bardzo zależy, by te umowy doszły do skutku, gdyż są kluczowym elementem ich planu zostania czwartym największym eksporterem broni na świecie (obecnie są siódmym) i ekspansji na rynki europejskie. W samej Korei nadal dominuje przekonanie, że warunki tych umów są tak korzystne dla Polski, że nawet rząd Tuska ich nie zerwie. Jednak to, że takie wątpliwości w ogóle się pojawiły, może sprawić, że zajęci zbliżającymi się wyborami politycy mogą nie potraktować tego tematu z należytą uwagą.