Rosyjska propaganda od dawna twierdzi, że znaczna część przekazywanej Ukrainie broni trafia potem na czarny rynek. Szwajcarska organizacja Globalna Inicjatywa Przeciwko Transnarodowej Przestępczości Zorganizowanej (GI-TOC) postanowiła się temu przyjrzeć.
Od początku wojny Ukraina dostała ogromną ilość broni od państw Zachodu – od karabinów i ręcznych granatników przeciwpancernych, po wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet i odrzutowe myśliwce. Rosyjska propaganda od dawna twierdzi, że ukraińscy żołnierze sprzedają podarowaną broń na czarnym rynku. W październiku rosyjski dyplomata powiedział Radzie Bezpieczeństwa ONZ, że aż jedna piąta broni dla Ukrainy trafiła na czarny rynek. Przed tym zjawiskiem alarmowały też zachodnie media, nie tylko te prorosyjskie.
GI-TOC to międzynarodowy think tank, specjalizujący się w tematyce międzynarodowej przestępczości zorganizowanej. W jego skład wchodzi ok. pół tysiąca ekspertów z całego świata, w tym policjantów, prokuratorów itp. Współpracuje z Interpolem i ONZ i jest finansowana przez m.in. rządy Szwajcarii i Norwegii. Teraz postanowili sprawdzić, ile jest prawdy w oskarżeniach Rosjan. W tym celu sprawdzili tzw. dark web i przeprowadzili konsultacje z unijnymi agencjami policyjnymi. Eksperci rozmawiali także ze swoimi kontaktami w świecie przestępczości zorganizowanej. Ich raport nie pozostawia wątpliwości – broń dla Ukrainy praktycznie nie trafia na czarny rynek. „Broń, którą dostarczył zachód, jest w dobrych rękach” – podkreślił Daniel Brombacher, dyrektor Obserwatorium Europejskiego w GI-TOC.
Według raportu ukraiński rząd bardzo ściśle pilnuje, by broń nie trafiała w niepowołane ręce. W 2021 roku odnotowano 191 prób jej sprzedaży, a rok później 250 – co jest pomijalnie małą liczbą przy skali zachodniej pomocy. Kijów zorganizował rejestr broni i wprowadził obowiązek rejestrowania broni zdobycznej. Zaczął też ściślej monitorować broń, która została skradziona lub zgubiona.
Eksperci porozmawiali też z ukraińskimi żołnierzami. Ci powiedzieli im, że sprzedanie otrzymanej broni jest praktycznie niemożliwe. Oprócz sankcji karnych – na Ukrainie za nielegalny handel bronią grozi do siedmiu lat więzienia – bez zdania otrzymanej broni niemożliwe jest uzyskanie podpisu na protokole zdania sprzętu, a bez tego niemożliwe jest zwolnienie z wojska. Część weteranów sprzedawała zdobyczną broń, a ta trafiała poza granice Ukrainy, ale wysokie ryzyko i małe zyski sprawiają, że to aktywność na małą skalę, niezwiązana z przestępczością zorganizowaną. Kałasznikow z Ukrainy kosztuje na czarnym rynku ponad dwa razy więcej, niż taki sam kałasznikow z np. Serbii czy Albanii.