Ujawniono przyczynę śmierci piosenkarza Aarona Cartera. Okazuje się, że utopił się w wannie.
Muzyk był bratem Nicka Cartera, jednego z założycieli legendarnego boysbandu Backstreet Boys. On sam zadebiutował w 1997 roku, jako 9-latek. Jego trzy pierwsze albumy sprzedały się w milionach kopii, a on sam był często zapraszany do mediów. Koncertował też wspólnie z zespołem brata, Britney Spears i innymi gwiazdami. Ostatnią płytę przed 15-letnią przerwą wydał w 2002 roku.
Po zakończeniu kariery piosenkarza grywał w musicalach na Broadwayu i brał udział w poświęconym jego rodzinie reality show. W 2009 roku wystąpił też w Tańcu z Gwiazdami, zdobył piąte miejsce, a także w innych reality show. W 2013 roku wrócił do koncertowania, a w 2018 roku wydał kolejną płytę. Zdążył nagrać szóstą, ale zmarł przed jej premierą. W listopadzie zeszłego roku jego zwłoki odnaleziono w jego posiadłości, miał 35 lat.
Teraz amerykańskie media ujawniły jak umarł. Okazuje się, że utopił się w swojej wannie. Z raportu z sekcji zwłok wynika, że w jego krwi odkryto alprazolam. To lek używany w leczeniu zaburzeń lękowych, często występuje pod nazwą Xanax.
Oprócz tego w jego organizmie odkryto ślady gazu, który jest używany jako pędnik w niektórych sprayach do czyszczenia elektroniki. Gaz ten jest czasami inhalowany przez narkomanów, gdyż może powodować uczucie euforii. Może jednak powodować arytmię i zawały serca. Alprazolam natomiast może powodować senność. Nie jest tajemnicą, że Carter miał problemy z narkotykami i chorobami psychicznymi. Zdaniem koronera jego zgon był wypadkiem – na skutek przyjęcia tych substancji usnął w wannie i się utopił.