Trzaskowski ma kłopoty? Prokuratura zajmuje się jego listami poparcia

Przed wyborami pojawiły się doniesienia, że ludzie Rafała Trzaskowskiego zbierają podpisy na listach poparcia chociaż było to jeszcze nielegalne. Teraz tą sprawę bada prokuratura.

Każda osoba która chce wystartować w wyborach prezydenckich musi wcześniej zebrać 100 tysięcy podpisów. W wyborach 2020 KO zebrała te podpisy dla Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale kiedy te nie odbyły się w pierwszym terminie postanowiła, że wystawi jednak Trzaskowskiego, co oznaczało, że musi je zbierać od nowa.

W trakcie pojawiły się doniesienia, że członkowie i sympatycy KO zbierają te podpisy wcześniej, niż było to oficjalnie dopuszczalne. W wywiadzie dla mediów wspomniała o tym chociażby Hanna Gronkiewicz-Waltz. Portal TVP Info pokazał również nagranie z ukrytej kamery z biura radnej KO Bożeny Manarczyk, gdzie prowadzono taką zbiórkę.
Jeżeli faktycznie KO zbierała te podpisy przed terminem, to zapewne obawiali się, że nie zdążą. Te obawy jak się okazało były płonne a Trzaskowski zebrał ostatecznie aż 1,6 miliona podpisów. Teraz jednak osoby, które mogły być w nią zaangażowane będą miały kłopoty bowiem sprawą zajęła się prokuratura.

Radni PiS złożyli zawiadomienie do prokuratury i do Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Radny Marek Borkowski powiedział TVP Info, że UODO na razie nie odpowiedziało na ich doniesienie. Ale Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga wszczęła już w tej sprawie dochodzenie. On sam został już poproszony o złożenie zeznań. „Cieszę się, że prokuratura wszczęła postępowanie i widzę, że poważnie potraktowali tę sprawę” – powiedział.

Konsekwencje nielegalnej zbiórki podpisów mogą być bardzo dotkliwe. Zgodnie z przesłanymi samorządowcom dokumentami wynika, że śledztwo prowadzone jest pod kątem art. 248 Kodeksu Karnego. Punkt 6 tego artykułu stwierdza, że za nadużycia z listami poparcia grozi nawet do 3 lat więzienia.