Tomasz Lis przyzwyczaił nas do kuriozalnych wypowiedzi. Jego wizja świata bywa zaskakująca, szczególnie w odniesieniu do krajowej polityki, ale jeszcze nigdy naczelny “Newsweeka” nie pozwolił sobie, na jawne chwalenie zbrodniarzy pokroju Władimira Putina.
Człowiek, który w brutalny sposób najechał i spacyfikował Czeczenię, próbował podbić Gruzję, za pomocą “zielonych ludzików” wywołał krwawy konflikt na Ukrainie, zbombardował niewinne dzieci w Syrii, ma na rękach krew tysięcy ludzi, a przy granicy z Polską ustawił wyrzutnie rakiet zdolne przenosić broń atomową, dla Tomasza Lisa jest mniejszym zagrożeniem niż Donald Trump.
Ciężko doszukiwać się w tym logiki, ale może tego wymagają niemieccy mocodawcy?
– To, że największym zagrożeniem dla świata jest prezydent Rosji, przez lata było oczywiste. Dziś już nie jest, bo da się obronić teza, że największym zagrożeniem dla świata jest prezydent USA. Ameryką rządzi człowiek o mentalności Kim Dzong Una, a być może agent Putina. – napisał na Twitterze.
To, że największym zagrożeniem dla świata jest prezydent Rosji, przez lata było oczywiste. Dziś już nie jest, bo da się obronić teza, że największym zagrożeniem dla świata jest prezydent USA. Ameryką rządzi człowiek o mentalności Kim Dzong Una, a być może agent Putina.
— Tomasz Lis (@lis_tomasz) December 21, 2018