Niezbyt miła sytuacja przytrafiła się pewnemu Francuzowi, Marcowi, który wraz z żoną wspólnie mieszka w Warszawie. Małżonkowie wzięli udział w “Marszu dla Życia i Rodziny”, a po tym wydarzeniu postanowili coś zjeść w jednej z warszawskich restauracji. Nie zostali jednak obsłużeni, z powodu… przyklejonych do ubrań naklejek “Stop aborcji”.
Historia mężczyzny została opisana na portalu stronazycia.pl. Zgodnie z nią Marc oraz jego żona mieli otrzymać podczas marszu żółte naklejki z wizerunkiem płodu i napisem “Ratuj mnie”. Po marszu zatrzymali się w małej restauracji znajdującej niedaleko metra, aby zjeść burgera.
– Wchodząc, zauważamy wiele wrogich spojrzeń. Wzrok patrzących zatrzymuje się na naszych piersiach, potem krzyżuje ze wzrokiem sąsiadów, wymieniają między sobą jakieś komentarze, potem znów natarczywie się przyglądają z mieszanką pogardy i agresji: nie zdjęliśmy naklejek przyklejonych do naszych ubrań, podarowanych nam na marszu… – opisuje niezbyt przyjemną atmosferę wewnątrz lokalu Francuz, uznając wręcz, że znaleźli się na “terytorium wroga”.
W pewnym momencie podszedł do nich kelner, który miał się im bardzo uważnie przyglądać. Para przywitała się z nim, a następnie żona Marca wskazała kanapkę, którą chciała zamówić. W tym momencie pracownik restauracji miał się zapytać ich “czy są członkami jakiejś organizacji pro-life”. Obydwoje odpowiedzieli przecząco przyznając jednak, że wracają właśnie z Marszu dla Życia i Rodziny.
– W takim razie Państwa nie obsłużę – miał odpowiedzieć kelner.
Po tych słowach para zdecydowała się opuścić lokal i wrócić do domu.
– Dlaczego logo przedstawiające dziecko oburza cię do tego stopnia, że nie chcesz obsłużyć swoich klientów? Wy, którzy żądacie tolerancji od wszystkich tych, którzy nie akceptują dyktatury LGBT+, dlaczego nie dajecie przykładu? Czyżby hasła o miłości i tolerancji były skierowane tylko do tych, którzy myślą jak wy? Dziękuję za ten pokaz hipokryzji – pisze Francuz.