Talibowie są już bardzo blisko Kabulu, stolicy Afganistanu. Atak na to miasto to zdaniem ekspertów kwestia zaledwie kilku dni.
Zarówno Amerykanów jak i przedstawicieli afgańskiego rządu zaskoczyło tempo ofensywy Talibów. W większości wypadków nie napotykali zdecydowanego oporu a żołnierze i całe jednostki sił rządowych często poddawały im się bez jednego strzału. Tylko w zeszłym tygodniu Talibowie zdobyli ponad połowę stolicy prowincji i otoczyli znane ze stawiania im silnego oporu miasto Mazar-I-Sharif, jedno z zaledwie trzech dużych miast które nie jest w ich rękach. W piątek Talibowie zdobyli cztery kolejne stolice prowincji. Obecnie kontrolują już 2/3 tego kraju, w tym całą jego południową część.
Siły Talibów są już praktycznie na przedmieściach Kabulu. Rzecznik Pentagonu John Kirby powiedział podczas ostatniego briefingu prasowego, że samo miasto nie jest jeszcze w bezpośrednim niebezpieczeństwie ataku. Nieoficjalnie przedstawiciele amerykańskiego rządu i wywiadu przyznają jednak, że może się to zmienić w każdej chwili. Według nich będą próbowali odciąć to miasto od reszty Afganistanu, co może im się udać w ciągu 72 godzin. Sam atak w powszechnej opinii to kwestia kilku dni.
W samym Kabulu trwa gorączkowa ewakuacja personelu dyplomatycznego. W scenach mocno przypominających ostatnie dni wojny w Wietnamie amerykańskie śmigłowce wojskowe wożą dyplomatów i innych pracowników ambasad na lotnisko, skąd będą ewakuowani. Do niedzieli do kraju ma dotrzeć 3 tysiące amerykańskich żołnierzy, którzy mają pomóc w ewakuacji. Kolejne 4,5 do 5 tysięcy zostało wysłanych do baz w Zatoce Perskiej. Ok. tysiąca z nich trafi do Kuwejtu, gdzie pomogą w wydawaniu awaryjnych wiz Afgańczykom, którzy podczas 20-letniej interwencji wojskowej współpracowali z siłami Koalicji i ich rodzinom. Dla wszystkich jest jasne, że są teraz zagrożeni zemstą Talibów.