Ten filmik w kilka dni obejrzało kilka milinów osób i ta liczba wciąż rośnie. Norweski wyczynowiec Ken Stornes ustanowił właśnie nowy rekord świata w ekstremalnej dyscyplinie sportowej jaką jest Death Diving, czyli śmiertelne nurkowanie. Wideo rozchodzi się po sieci jak ciepłe byułeczki.
Śmiertelne nurkowanie, Death Diving, czy z norewskiego Dødsing, to stosunkowo młoda dyscyplina sportów ekstremalnych, która polega na skoku z dużej wysokości do wody. Zasady są dość proste. Podczas lotu zawodnik może wykonywać różne figury gimnastyczne w dowolnej formie i kolejności (nie tak precyzyjnie określonej, jak to ma miejsce w przypadku np. olimpijskich skoków do wody), przy czym przym przy lądowaniu musi znaleźć się w pozycji kuli lub strzałki/szczupaka.
Ojczyzną Dødsingu jest Norwegia a jego pomysłodawcą tamtejszy… muzyk rockowy. Nic dziwnego, że sport cieszy się szczególną popularnością w Skandynawii i stamtąd pochodzą jego najwięksi mistrzowie. W ostatnich latach jednak, za sprawą mediów społecznościowych, dyscyplina wzbudza ogromne zainteresowanie także w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, choć oficjalne zawody w tych krajach odbywają się w mniej ekstremalnych warunkach niż szczyty fiordów.
Zresztą w warunkach “basenowych” trudno osiągnąć takie wyniki, jak ten nowego rekordzisty Kena Stornesa. Norweg zeskoczył z klifu o wysokości 40,5 metra. Co może dziwić przy tak długim locie w dół, po skoku bardzo szybko wypłynął na powierzchnię.
Sam zainteresowany w osobliwy, iście wikiński sposób opisał swoje dokonanie:
– Jest nowy rekord świata! 40,5 m/132 stopy. Znowu zabieramy rekord świata w “śmiertelnym nurkowaniu” do Norwegii, czyli tam, gdzie jego miejsce. To było niesamowite! – napisał na Instagramie, a całość opatrzył filmem.
Wyświetl ten post na Instagramie